Jak nie zwariować jeszcze bardziej- czyli...
Nie jestem przeciwniczką psychoterapii. Uważam że wielu ludziom uratowała życie. Jestem zwolenniczką działania tam, gdzie ono przynosi jakąś skuteczność. Zmierzoną w konkretnych efektach. Ten post nie powstał w oparciu o żadne badania. Powstał w oparciu o doświadczenia pacjentek. Ich subiektywne doświadczenie tego, w jaki sposób ci, którzy powinni być wsparciem, naruszają ich granice i godność. Dlaczego nie korzystałam z badań? Tego nikt nie bada. To nikogo nie obchodzi. Nasz problem to temat zamieciony pod dywan. Bo po co się zajmować jakimś kobiecym bólem? Poród boli, miesiączka boli... Życie kobiety boli. I społeczeństwo "jakoś" z tym żyje.
Wyobraź sobie, że tracisz kontrolę nad własnym ciałem. Odczuwasz przewlekły ból, którego przyczyny żaden lekarz nie potrafi wytłumaczyć. Lekarze nie potrafią wskazać żadnej przyczyny bólu. Zlecają mnóstwo badań, ale wyniki niczego nie wyjaśniają. Zaczyna się odsyłanie od jednego specjalisty do drugiego. Ale wszyscy są tak samo bezradni. Jest szansa, że kogoś nagle 'olśni' i rozpozna przyczyny dolegliwości. Może..
Zaczynają pojawiać się napad lęku, depresja. Jak nie odczuwać lęku, gdy twoje ciało robi co chce... Albo nie robi nic, kiedy starasz się nad nim zapanować?
Jeśli otoczenie jest wspierające, łatwiej mierzyć się z problemami. W takiej sytuacji jednak wiele osób czuje, że nikt im nie wierzy. Bo jak uwierzyć w to, że boli, choć nie ma przyczyny? Ostatecznie lekarz, rozkładając ręce z bezradności, zaleca psychoterapię.
Taka jest historia bardzo wielu pacjentek chorych na wulwodynię. Nie jest dziś moim celem opisywanie tej choroby. Więcej o tej chorobie można dowiedzieć się tutaj: https://www.wulwodyniazapytajlekarza.pl/
Osób, które nie uzyskując odpowiedniej pomocy, często poddają się w walce. I z etykietą 'wariatki', 'tej, która wymyśla sobie problemy', i wpadają w rozpacz.
Poczucie wartości kobiety, która z powodu przewlekłego bólu okolic krocza i dolegliwości towarzyszących, nie może współżyć seksualnie ani zajść w ciążę, spada bardzo nisko. Nawet, jeśli w innych obszarach funkcjonujemy bardzo dobrze, ta choroba rani do głębi nie tylko kobiece ciało, ale i duszę. Brak zrozumienia ze strony otoczenia utrudnia sytuację jeszcze bardziej. Tak samo jak brak zrozumienia ze strony specjalistów. Szczególnie psychoterapeutów, do których ostatecznie jesteśmy kierowane. Bo rozmowy na ten temat są bardzo trudne.
Po wielu moich nieudanych psychoterapiach, oraz tych, które przeszli znajomi, znalazłam książkę Tomasza Witkowskiego Psychoterapia bez makijażu. Pomogła mi zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. I że nie jestem wariatką, histeryczką starającą się zamaskować jakiś problem przy przy pomocy stwarzania innego problemu. Wśród lekarzy, a także psychoterapeutów, istnieje tendencja do stwierdzania, że źródło problemu leży w psychice, jeśli nie można wskazać przyczyny czysto cielesnej. Trudno nie zgodzić się z tym, że czasem pacjenci doświadczają takich dolegliwości. Jednak w przypadku wulwodyni jest to 'chwytanie się brzytwy', w dodatku nieskuteczne.
Czy na prawdę istnieje jakieś powiązanie pomiędzy tym, że 'coś sobie uświadomię', i w konsekwencji tego przestanę odczuwać fizyczny ból? Proszę o dowody... Jeśli specjalista nie potrafi wskazać organicznej przyczyny, skąd pewność, że dolegliwości pacjenta NA PEWNO mają źródło w psychice?
Nie zamierzam wchodzić w zawiłe dyskusje. Chciałabym uzyskać jasną informację, skąd w tym środowisku niechęć do zapoznania się i zmierzenia z naszym problemem. Konsekwentne zaprzeczanie, że nasz problem nie istnieje i że wymyśliłyśmy sobie ten ból. Podczas, gdy tę chorobę można leczyć fizjoterapią, czasem pomaga też farmakoterapia i w niektórych przypadkach interwencje chirurgiczne.
Czego doświadczamy w psychoterapii:
*Protekcjonalnego traktowania. Jak dziecko, które nic nie wie, nie zna 'prawdziwego' życia, nie umie rozpoznać swoich emocji. Niezrozumienia problemu. Choroba może zacząć się nagle i nie muszą jej towarzyszyć żadne wcześniejsze przykre przeżycia. Zdarza się, że oprócz przetrwałego bólu, pacjentki nie doświadczają lub w przeszłości nie doświadczały szczególnie trudnych zdarzeń. Są szczęśliwe w swoich rodzinach i związkach. Spełniają się na polu zawodowym i towarzyskim, dopóki uciążliwy ból nie zaczyna w tym przeszkadzać. Mogą mieć dobry kontakt z własnymi emocjami. Gdy bardzo boli, a człowiek nie wie dlaczego, przerażenie jest normalną reakcją. Z tym się wiąże wmawianie pacjentkom "traum", konfliktów, zranień, które nie istnieją i nie istniały. Także sugerowanie pacjentkom, że nie kochają swoich mężów/ partnerów. Sugestie dotyczące rozwodu/ rozejścia się padają też w stronę mężów i partnerów.
* Wmawiania pacjentkom wcześniejszego wykorzystywania seksualnego. Dolegliwości są postrzegane jako skutek. Sposób, w jaki "ujawnia się" trauma po wymuszonych zachowaniach seksualnych. Choć nie istnieje dowód na to, że nawet jeśli pacjentka naprawdę była wykorzystywana seksualnie, to terapia wyeliminuje fizyczny ból.
* Traktowania bez szacunku. To dotyczy lekarzy wszystkich specjalności, do których trafiamy. Skupiania się na dyskomforcie partnera pacjentki, a nie na niej samej. W odczuciu pacjentek ich dolegliwości są "nie wystarczająco ważne", aby się nimi zająć. Insynuacje, że ten ból jest wymyślony, on nie istnieje. Istnieje tylko w głowie. Nie informowania pacjentki, że terapeuta/ lekarz będzie konsultował się w jej sprawie z innymi specjalistami (postawienie pacjentki przed faktem, ze coś takiego miało miejsce).
* Zawłaszczania, uzależniania od terapii. Utwierdzania w przekonaniu, że psychoterapia wyleczy pacjentkę z dolegliwości, choć nie wyleczy. Zdesperowany człowiek zrobi wszystko i kupi wszystko, jeśli będzie odpowiednio przekonywany o skuteczności metody. Zwłaszcza, gdy nie posiada specjalistycznej wiedzy. W następstwie tego pojawia się frustracja, poczucie jeszcze większej niemocy.
* "Zamykania ust " pacjentkom, które już wiedzą, że wulwodynia jednak istnieje. I nie jest wymysłem rozhisteryzowanych bab. Bab, które nie mają w życiu co robić w życiu tylko biegają od lekarza do lekarza. Podcinanie skrzydeł pacjentkom, które w jakiś sposób zostały już wyedukowane. Uporczywego powracania do problemów, które dla chorej nie są w tej chwili tak istotne jak walka z przewlekłą chorobą, co rodzi irytację i poczucie bycia zlekceważoną.
W czym może pomóc psychoterapia pacjentkom z wulwodynią?
Wzmocnić poczucie wartości. Pomóc uporać się z depresją i napadami lęku. Pokochać swoją kobiecość taką, jaka jest. Nawet jeśli jest trudna. Wzmocnić pacjentkę w treningu asertywności. Może pomóc mężowi lub partnerowi kobiety w odnalezieniu się w trudnej sytuacji. Wspomagać w walce o zdrowie i godność. W leczeniu, które jest długie, żmudne i trudne, ale NAPRAWDĘ przynosi efekty.
Jeśli zainteresował Cię ten tekst, skomentuj. Przeczytaj także "Wyjątkowo pochmurny miesiąc miodowy". Możesz zadać mi pytanie związane z tematem. Podziel się z koleżankami. Odwiedź naszą stronę. Może ta wiedza przyda Ci się w przyszłości. Kampania obejmuje edukację społeczeństwa oraz szkolenia dla lekarzy, fizjoterapeutów i psychologów lub psychoterapeutów.
Dodaj komentarz