Słowa, które podnoszą na duchu chorych
Wiesz o drugim człowieku tylko tyle, ile zechce on o sobie powiedzieć.
Jeśli jesteś wnikliwym obserwatorem, dużo wyczytasz 'między wierszami'. Jednak wielu ludzi nie zada sobie takiego trudu. Widząc kogoś, czyje zachowanie lub sposób bycia nie pasuje do szeroko pojętego "ogółu", łatwiej wyrazić płytką, szybką ocenę, niż zadać sobie trud zastanowienia się, co tak naprawdę leży pod zachowaniem określanym jako "inne". Przypięcie łatki "świra", "innego", "specyficznego", bezpiecznie oddziela nas od nieznanej rzeczywistości jego psychiki. Nieznanej i być może nieprzyjemnej, niekomfortowej. Bo jeszcze będzie trzeba się z czymś zmierzyć, coś przemyśleć, a wtedy....
W większości- poza niechlubnymi wyjątkami- współczujemy ludziom ciężko chorym. Specjalne organizacje wspomagają chorych na raka. Istnieją fundacje zbierające pieniądze na leczenie osób okaleczonych. To, w jakim stopniu potrafimy troszczyć się o chorych, słabszych i tych, którzy sami nie potrafią poprosić o pomoc, świadczy o naszym człowieczeństwie.
Są jednak ludzie, których cierpienie nie jest widoczne dla wszystkich. W takiej sytuacji nie zawsze można liczyć na empatię. Czasem nawet na to, że ktoś takiemu człowiekowi uwierzy. Zwłaszcza, gdy chory uśmiecha się i na pozór żyje "normalnie", i nie izoluje się. Chorzy zostają posądzani o lenistwo, brak pomysłu na życie, symulację. Czasem ludzie z najbliższego otoczenia, motywując to chęcią udzielenia wsparcia, zaczynają udzielać "złotych rad":
* Weź się w garść
* Nie przesadzaj
* Wyjdź do ludzi
* Zmien partnera
* Zajmij się wreszcie czymś, a nie siedzisz i narzekasz
* Inni mają gorzej, twoja choroba to żadna choroba
* Przestań myśleć tylko o sobie, zrób coś dla kogoś
* Zajdź w ciążę, to będziesz miała czym się zająć/ samo przejdzie
* Jak sobie kogoś znajdziesz to ci przejdzie.
Wszystkie z powyższych twierdzeń są bez sensu. Pomiędzy żadnym z nich a patologicznym, nieuzasadnionym bólem lub depresją, nie ma związku przyczynowo- skutkowego. Choroby dotykają zarówno ludzi bardzo towarzyskich, otwartych, jak i samotników. Ludzi żyjących w długotrwałych, szczęśliwych związkach, jak i singli. Traktowanie drugiego człowieka jak lek na chorobę (ciąża, partner) jest absurdalne i egoistyczne. "Złote rady" typu "weź się w garść, nie przesadzaj", są raniące. Umniejszają cierpienie chorego, który w oczach innych przestaje się czuć wiarygodny. Wzbudzają w chorym poczucie winy i niezrozumienia, złości na siebie samego.
Mimo, że świadomość społeczeństwa wzrasta, wciąż niewiele osób ma odwagę przyznać się do tego, że choruje na depresję. Zwłaszcza, gdy towarzyszą jej stany lękowe. Powodem jest nie tylko brak zrozumienia. Chorującym na depresję wciąż przypina się etykietę "wariata". Osoby, której nie można zaufać, niedojrzałej, "nienormalnej". Chory może mieć wysokie kompetencje zawodowe, jednak ze względu na depresję jego efektywność drastycznie spada, przez co staje się "gorszym" kandydatem do pracy. To samo dotyczy stanów związanych z przewlekłym, patologicznym bólem: migreny, wulwodyni oraz innych bólów o nieznanej etiologii. Czasem kobiety bardzo cierpią z powodu miesiączki, a lekarze nie potrafią wskazać przyczyny bólu.
W depresji, lub gdy człowiek przez długi czas nie potrafi znaleźć przyczyny dolegliwości, mogą pojawić się napady lęku. Trudno mi opisać, czym jest ten stan. Poczuciem, że rozpadam się wewnętrznie. Mam świadomość, że gonitwa myśli, które kłębią się w głowie i nie nadążam za nimi, to stek bzdur. Jednak ta piramida bzdur w momencie ataku staje się potwornie niebezpieczna; Chory może czuć, że nie jest w stanie nad tym zapanować. Przy tym pojawia się rozpacz, poczucie bezsilności, patologiczny, nieuzasadniony lęk, poczucie winy. Także dolegliwości fizyczne, takie jak sztywnienie i bóle mięśni, biegunka, duszności, przyspieszone bicie serca... Poczucie, że "chcę chodzić, a coś mi każe siedzieć; chcę siedzieć, a coś mi każe chodzić". Napad lęku może trwać bardzo krótko i ustąpić samoistnie. Może jednak trwać wiele godzin i być traumatycznym doświadczeniem, generującym... lęk przed lękiem.
Często otoczenie nie wie, jak wspierać chorego. Niezrozumienie i wzajemny żal może urosnąć do takiego stopnia, że spowoduje rozstanie lub rozpad rodziny.
Jak w takim razie wspierać chorego, by wzmacniać jego siłę i samemu nie "zwariować"?
1. Nie dyskutuj.
Gdy człowiek w rozpaczy wylewa z siebie potok żalu i beznadziei ("nic dobrego już mnie nie spotka, jestem bezwartościowa, nie ma sensu inwestować w siebie bo i tak nic nie osiągnę"), wdawanie się w dyskusję nie ma żadnego sensu. Rozpacz nie musi być logiczna, także lęk, w odróżnieniu od uzasadnionego strachu przed czymś, nie jet logiczny. Tak więc operowanie logicznymi argumentami w niczym nie pomoże. Gdy ktoś ze łzami krzyczy, że będzie tylko gorzej, WCALE NIE OCZEKUJE, ŻEBYŚ POWIEDZIAŁ/A MU, ŻE BĘDZIE LEPIEJ. Słowa w rodzaju "nie potrafię ci powiedzieć czy będzie lepiej czy gorzej, bo tego nie wiem", tylko potęgują złe emocje u chorego. ON/A NIE POTRZEBUJE DYSKUSJI, LOGIKI, ARGUMENTÓW. W TAKIM STANIE DO NICZEGO MĄDREGO JEJ/ JEGO NIE PRZEKONASZ. Wszystkim, czego on/ a potrzebuje w takiej chwili, jest...
TWOJA ZAANGAŻOWANA OBECNOŚĆ.
Zapewnienie, że JAKIEKOLWIEK PROBLEMY CIEBIE/ NAS SPOTKAJĄ, JESTEM TUTAJ DLA CIEBIE. JESTES DLA MNIE WAŻNY/A TAK SAMO CHORY/A, JAK I ZDROWY/A. Chociaż nie rozumiem twojego problemu, JESTEM TUTAJ BO CHCĘ BYĆ PRZY TOBIE GDY CIERPISZ. I NIC NIE MUSZĘ. TWOJA CHOROBA NIE ŚWIADCZY O TWOJEJ MNIEJSZEJ WARTOŚCI.
2. Odwrócenie uwagi od problemu.
Zaproponowanie zrobienia czegoś razem, jeśli chory jest w stanie coś robić i akurat nie zwija się z bólu; Pomyśl, w czym ta osoba potrafi Tobie pomóc. W jaki sposób może w takiej chwili wykorzystać swoje talenty? W jaki sposób możesz okazać jej/ jemu, że jego/ jej obecność jest ważna, niezależnie od samopoczucia?
3. Zapewnienie odpowiednich warunków przetrwania bólu.
Czasem chory potrzebuje tylko ciszy, lub zgaszenia światła, albo tego, by bez skrępowania położyć się na podłodze, gdy akurat jest u kogoś w domu. Nie zawsze warunki są idealne. Chodzi o to, by człowiekowi, który cierpi, nie podwajać poczucia wstydu i dyskomfortu.
4. Pamiętaj o swojej autonomii.
Jako osoba wspierająca też masz prawo do swojego czasu. Do przeżywania swoich problemów i szukania ludzi towarzyszących w przeżywaniu twoich trudnych emocji. Dbaj więc, na tyle ile możesz, o własne zdrowie psychiczne i fizyczne. Relacja z chorym będzie dawała ci radość, gdy współpraca bedzie po obu stronach. To chory jest osobą, której w pierwszej kolejności powinno zależać na wyzdrwieniu. Egoizm i skupienie na sobie nie wyleczyły jeszcze dotąd żadnej choroby. Jeśli po stronie chorego będzie tylko rezygnacja, lub agresja wymierzona w najbliższych, nie wytrzymasz presji.
5. Jesli mimo wszystko nie uda się...
...i podejmiesz decyzję o rozstaniu, bo sytuacja cię przerasta...
Powiedz choremu: TO NIE TWOJA WINA. NIE JESTEM GOTOWY/A, NIE MAM TYLE DOJRZAŁOŚCI, BY UNIEŚĆ TWÓJ PROBLEM. Jeśli to nie zostanie wyjaśnione, bliska ci osoba, która i tak już cierpi z powodu choroby, będzie cierpiała podwójnie. Może się poczuć nie wart/ a miłości, gorszy/a z powodu swoich dolegliwości, co poskutkuje głębokim poczuciem odrzucenia.
To, co napisałam, nie jest żadną "prawdą objawioną". Te przemyślenia powstały z doświadczenia rozmów z chorymi oraz własnej historii. Moje słowa są pewną propozycją, którą warto przemyśleć. Możesz się z nimi nie zgadzać, jednak zachęcam cię do podzielenia się własnym sposobem na zwycięstwo w tak trudnej sytuacji.