• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Doprawdy? blog

Piszę o tym, co zwykle przemyka gdzieś i nie zawsze chcemy o tym mówić. Oraz o tym, jak wielki ubaw ma postronny obserwator, gdy ludzie spinają się, aby za wszelką cenę pokazać, że są lepsi i fajniejsi niż są na prawdę:) Nie będzie żadnych górnolotnych tekstów ani ładnych obrazków, ponieważ ślimak wyraża więcej niż niejeden górnolotny tekst. :) *** Możemy pytać: dlaczego jest źle?.. a dlaczego nie zapytać ‘dlaczego jest dobrze’? Możemy rozpaczać nad skutkami...a dlaczego nie zapytać: W jaki sposób doszło do jakiegoś procesu? Jak rzeczy są zrobione i co leży u podstaw tego, że dzieje się tak a nie inaczej? Możemy powiedzieć: ‘ Jest tylu poranionych ludzi..’. Ja będę stawiać pytanie- z jakimi problemami przyjdą ludzie - czy potrafię ich słuchać?... “Wciąż za mało służymy, robimy za mało dla innych”...Ja zapytam: Co można zrobić, by człowiek obok mnie poczuł się sobą? Czy na prawdę chcemy, jako chrześcijanie i nie tylko, żyć

Kategorie postów

  • droga, prawda i Życie (3)
  • dzieci i rodzina (4)
  • podróż ku zdrowiu (3)
  • relacje międzyludzkie (4)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • @Doprawdyblog

Kategoria

Dzieci i rodzina


Jak rozmawiać z dziećmi o Bogu?

 

Jechałam autobusem z sześcioletnią dziewczynką. Naprzeciw nas usiadł zakonnik w białym habicie. Dziecko zainteresowało się, i odsłaniając swój szczerbaty uśmiech, wypaliło na cały głos: "Jesteś księdzem? A po co? A co robisz"?

No właśnie...Po co? I co takiego robisz?    

Kilkuletnie dzieci z rozbrajającą szczerością potrafią komentować otaczającą rzeczywistość. Często zadają pytania, które okazują się bardzo trudne, nawet dla dorosłych. Do takich pytań należą te o Boga i świat duchowy.

To, w jaki sposób będziemy o tym rozmawiać z dziećmi, zależy od naszego podejścia do Boga i religii.  Rodzce żyjący w osobistej relacji z Bogiem będą rozmawiać inaczej niż niewierzący. Ci, zgodnie ze swoim światopoglądem, przekażą wiedzę o religii, lub różnych religiach, jako ważnym elemencie współczesnej kultury. Te dwa bardzo ważne sposoby komunikacji wymagają innej wrażliwości oraz użycia innego języka, dostosowanego do wieku dziecka. Pięciolatek, gdy zaczniesz mówić zbyt trudnym językiem, będzie się nudzić i raczej poprosi o włączenie ulubionej bajki. Nastolatek poczuje się zażenowany i lekceważony, gdy rodzic zacznie mówić o "bozi" i aniołkach. W obu przypadkach nie jest łatwo mówić do dzieci tak, aby słuchały- jednak może w tym pomóc uporządkowanie myśli. A także, gdy dorosły wie, jaki cel chce osiągnąć przez tę rozmowę.

   W tym krótkim tekście skupię się na tym, jak rozmawiać o moim Bogu- Jezusie. Oraz na tym, jak rozmawiać, gdy rodzice nie wierzą w Boga- ponieważ nie da się tego tematu unikać wiecznie. Pomijam inne religie, ale nie z powodu lekceważenia takich rodziców i dzieci. Po prostu nie mam o takim rodzaju duchowości wiedzy, wystarczajacej na tyle, aby się wypowiadać. A z zasady nie piszę o czymś, na czym się nie znam. Wiem jednak, że niewłaściwy sposób mówienia może wyrządzić dziecku szkodę, oraz zburzyć zaufanie w rodzinie.

Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie (Mk 10,13-16)

Uczniowie, którzy chodzili z Jezusem, oburzali się, gdy przychodziły do Niego dzieci, dlatego "strofowali je". (Ewangelia Łukasza 18, 15-17 przedstawia dorosłych którzy przynosili Jezusowi niemowlęta; rodzice ci byli strofowani przez uczniów). Dla ówczesnych apostołów, przyjście dzieci do Nauczyciela takiej rangi było głupstwem, stratą czasu. Jednak Marek podaje, że "Jezus oburzył się" postawą uczniów i surowo zabronił im takiego zachowania. Przedstawił im dziecko jako kogoś, od kogo mają uczyć się wiary- ponieważ "Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego".

Czy jako dziecko zdarzało Ci się słyszeć od dorosłych stwierdzenia typu " Tylko grzeczne dzieci idą do nieba"; "Komunia święta jest dla grzecznych dzieci?

Jezus nie powiedział "Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie- ale tylko tym, które są grzeczne, nie płaczą, nie wrzeszczą, zawsze mają dobre oceny i są posłuszne". (Biblia mówi o posłuszeństwie dzieci wobec rodziców, ale to ma zupełnie inną wymowę; musimy też wziąć pod uwagę mentalność tamtych czasów).  Dla Niego wszystkie dzieci są kochane. Łaska Boża nie jest "za grzeczność", ani za żadne dobre uczynki. Jest nam dana za darmo.  Rodzice kochają swoje dzieci niezależnie od tego, czy są grzeczne, czy nie. Jeśli dzieci sobie z czymś nie radzą, mądrzy rodzice starają się korygować ich błędy przez swoje doświadczenie, wydawanie mądrych poleceń, stawianie na drodze autorytetów. Tak samo Bóg, zostawił nam swoje Słowo, aby było dla nas pomocą, gdy sobie nie radzimy.  Nie ma ludzi "idealnie grzecznych".Bóg nigdy nie odmówi nam swojej łaski, chyba, że sami się jej wyprzemy. Nauczanie, że Bóg kocha "grzeczne dzieci" (tylko), jest nie tylko sprzeczne z Ewangelią. Może to zaszczepić w dziecku myślenie, że muszę "coś robić"- dobre uczynki, aby być kochanym, podobać się Bogu. To zaś może prowadzić do zachowań, jakie kojarzymy z neurotyczną, niezdrową religijnością u dorosłych. Kształtowanie w dzieciach dobrych manier, zachęcanie do dobrych czynów jest ważne. Dzięki temu dziecko zdobywa przyjaciół, uczy się empatii. Ale nie jest warunkiem Bożej miłości. My nie jesteśmy Jemu w stanie nic dać, poza szczerą miłością. Miłością, która wyraża się w szukaniu żywej relacji z Jezusem. 

....Ale jak to zrobić? Łatwo powiedzieć "miej relację z Bogiem"; Przecież odmawiamy codziennie pacierz... To mam robić coś jeszcze?

Można zadać sobie pytanie: A co zmienia w mom życiu, w życiu mojej rodziny, odmawianie pacierza? Czy przez to, że od kilku lat przed snem odmawiam jeden i ten sam tekst, jak zaklęcie, coś się zmieniło? Czy dzięki temu moje relacje z Bogiem i ludźmi są lepsze? Niewiele?

I słusznie. Bo droga do relacji z Bogiem nie wiedzie przez "odmawianie czegoś", ale przez żywą, spontaniczną modlitwę. Warto więc znaleźć taki czas, gdy można odłożyć smartfon, wyłączyć telewizor,i spotkać się z bliskimi na wspólnej modlitwie. Czy potraficie szczerze dziękować, uwielbiać, prosić...swoimi własnymi słowami? Czy Ty, mężu, żono, potrafisz modlić się o to, co Cię naprawdę dotyka, przy swoim współmałżonku? Czy w ogóle potrafisz o tym mówić? Jeśli nie potrafisz...Szanse, że dziecko przyjdzie z tym pierwsze do Ciebie, są marne. Czy zastanawiałeś/ aś się kiedyś, co czuje Bóg, gdy słyszy modlitwę zapłakanego czterolatka o uzdrowienie ukochanej rybki z akwarium, albo prośbę o to, żeby mama przestała płakać tak często? Taka modlitwa porusza serce Boga dużo bardziej, niż wyklepane "zdrowaś Mario". Ten czas nie jest czasem straconym, bo mówiąc o tym, co was naprawdę porusza, budujecie nie tylko relację z Bogiem, lecz także ze sobą nawzajem. 

Jak będziemy tylko "tak sobie gadać", to w końcu zapomni "normalnych" modlitw; nie dopuszczą go/ jej do Komunii.

Komunia lub każdy inny sakrament, bez żywej relacji z Bogiem, jest tylko zewnętrznym znakiem. Drogie prezenty, piękny, słodki tort, można dawać z innej okazji, na przykład urodzin. Nie lubimy wystawnej, ale płytkiej religijności. Więc kogo chcemy oszukać? Boga? Jeśli Wasze życie duchowe nie jest tylko "niedzielne", nie ma szans, żeby dziecko zapomniało tekstów modlitw. A nawet jesli zapomni, to kiedyś sobie przypomni i do tego wróci. Najważniejsza jest jego naturalna ciekawość Boga, chęć poznawania Go. Wielu rodzicom i katechetom przez zmuszanie, naciskanie na "odklepywanie" długich i monotonnych modlitw, straszenie, udało się złamać dziecięcą wrazliwość i otwartość na poznawanie Boga. Została zastąpiona niezdrowym skrupulanctwem i lękliwą religijnością. Czy tego chcesz?

Straszenie księdzem, świętym Mikołajem, piekłem

"Mikołaj wszystko widzi! Jak będziesz dalej niegrzeczny, nie dostaniesz prezentu".

"Bóg patrzy na ciebie! Jak będziesz niegrzeczny pójdziesz do piekła"!

I tak dalej...

Przerażające.

Czy chciał/a byś żyć w świecie, w którym "Wielki Brat" patrzy 24 godzny na dobę, i za każde potknięcie się wymierza tłustego kopa w tyłek? Myślę, że znam odpwiedź na pytanie :) Więc nie warto tego samego fundować dziecku...

W takim razie jak mówić o grzechu? Mówić prawdę. O tym, że grzech jest zranieniem najbliższego Przyjaciela, jednak ten Przyjaciel przebacza zawsze, ilekroć do Niego przyjdziemy. Jeśli czegoś nie wiesz, lepiej powiedzieć "nie wiem, ale sprawdzę", niż wmyślać. Dziecko szybko wyczuje fałsz.

Jesteśmy niewierzący. Nas ten temat nie obchodzi.

Nawet jeśli tak jest, przyjdzie czas, że Twoje dziecko zacznie pytać. W klasie są różne dzieci, wszystkie razem stanowią społeczność na kilka lat. Warto pomóc im zrozumieć się nawzajem.

Z jakiegoś powodu jesteście niewierzący. Utracona wiara, opresyjne religijne wychowanie w rodzinnym domu, to, że nigdy nie czuliście bliskości Boga, nie czuliście takiej potrzeby... Warto mówić najprościej jak się da. "Niektórzy ludzie wierzą w Boga, ale my nie, ponieważ..." Taka rozmowa też jest wartościowa, pokazuje dziecku, jak myślisz, jakie wartości są dla Ciebie ważne. I w ogóle jest bardzo dobrym podbudowaniem do rozmowy o wartościach. Uciekanie od tematu, ucinanie rozmowy w rodzaju "religia to głupoty", spowoduje, że dziecko zacznie szukać odpowiedzi u innych ludzi. Pokazywanie, dlaczego wybieracie taką a nie inną filozofię, dlaczego jest Wam bliski taki a nie inny światopogląd, to jeden krok bliżej do zbudowania w rodzinie relacji opartych na szczerości.

 

...A przede wszystkim luz :)  Ten kto się spina nie sprawia wrażenia mądrzejszego.

Jakiekolwiek wartości są dla Was ważne, jakiegokolwiek wyznania jesteście, lub jeśli nie jesteście żadnego... Czy podejmujecie z dziećmi rozmowę na tematy Boga, duchowości, religii, wartości moralnych? Czy macie jakieś metody, jak zainteresować dziecko? Podzielcie się.

 

 

 

 

 

 

 

 

13 czerwca 2019   Dodaj komentarz
dzieci i rodzina   bóg   dzieci  

Król jest jednak nagi

Baśń "Nowe szaty króla" w dzieciństwie śmieszyła mnie do łez, zwłaszcza gdy zbliżało się zakończenie..

Próżny, mający słabość do drogich strojów król, zamówił drogą szatę u tkaczy- oszustów. Ubiór miał być wykonany z niezwykłej tkaniny. Niewidocznej dla oczu głupców i osób niezdolnych do sprawowania swojego urzędu. W rzeczywistości sprytni tkacze nie robili nic. Dworscy posłańcy, nie chcąc się narazić królowi ani ośmieszyć, przyjmują opowieści tkaczy, gdy tamci pokazują im efekty swojej pracy. Ostatecznie król prezentuje się równie próżnym poddanym w "nowej garderobie"...Ludzie, mimo że widzą nagość króla, prześcigają się w zachwytach...Nie mają odwagi przyznać, że w rzeczywistości władca nic na sobie nie ma. Jedynie małe dziecko w tłumie krzyknęło "Król jest nagi"!!! Jednak poddani dalej boją się głośno powiedzieć prawdę. 

Dzisiaj ta historia już mniej mnie śmieszy. Kilka razy moje życie poszybowało w tę bajkową rzeczywistość. Już współczesną. Czym zapłacili poddanym współcześni tkacze rzekomych niewidzialnych szat? Kilogramem świętego spokoju, okraszonego przekonaniem: "Nie baw się w idealistę, i tak świata nie zbawisz." Może jeszcze tym, że lepiej się nie wychylać, bo kilogram świętego spokoju rozbije się w drobny mak.

Rok 2012. Slot Art Festiwal, impreza bez przemocy, alkoholu i narkotyków. Mogę zostawić plecak wraz z portfelem w namiocie. Mam pewność, że nikt go nie ruszy. Nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Pewnego dnia, gdy stałam w kolejce pod prysznic, kobieta uderzyła w twarz swoją nastoletnią córkę. W tłumie, przy wszystkich. Obok stały osoby pełniące dyżur porządkowy. Ale nikt nie zareagował. Król jest nagi? Broń Boże... Zszokowało mnie to udawanie, że absolutnie nic się nie dzieje. Wiedziałam jednak, że moja indywidualna reakcja w niczym nie pomoże, a nawet zaszkodzi. Poszłam więc do dowódcy ochrony. Zapytał, czy naprawdę chcę wezwać policję? O co to halo, przecież ludzie nie jeden raz dostają w tyłek i żyją...Policja przyjedzie, a ja dostanę mandat za wezwanie w tak błahej sprawie.. W końcu dupa nie szklanka, twarz też... Poprosiłam więc o puszczenie komunikatu z głównej sceny. O publiczną informację, że taka sytuacja miała miejsce, i jest to niedopuszczalne. Żeby reagować, gdy ktoś coś takiego widzi. I gdy wydarzy się po raz drugi, nie pozostanie bez echa. Tyle wówczas mogłam zrobić.

Nie przypominam sobie, aby jakikolwiek komunikat został ogłoszony...Po powrocie do domu skontaktowałam się z Niebieską Linią. Czy naprawdę jest tak, że policja może ukarać za takie zgłoszenie? Absolutnie nie!!!

Rok 2018.  Kilka dni po Bożym Narodzeniu. Jestem na Mszy Świętej u Paulinów. Okres Bożego Narodzenia to szczególny czas. Ludzie odwiedzają swoich krewnych, żegnają wieloletnie spory. Bywa, że po długich latach rozwodu z Kościołem  przychodzą pojednać się z Bogiem...Przynajmniej u niektórych taka myśl kiełkuje. Czy się to wydarzy, to już zależy od wielu czynników. Dlaczego ludzie odwracają się od Kościoła, czasem w bardzo spektakularny sposób? Jednym z powodów może być przedstawianie Boga jako wrednej i groźnej 'bozi', która ciska gromy za każde niewypełnienie Prawa. Nieszczęśliwe porównania Boga do naszych ziemskich rodziców, którzy, nawet gdy się starają, nigdy nie będą idealni jak sam Bóg. Spojrzenie na kobietę jak na "ozdobę", a nie pełnoprawnego partnera. Z tym się wiąże ciche przyzwolenie na przemoc wobec kobiet i dzieci. Wiele osób duchownych i świeckich, a a także z innych denominacji, protestuje przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Dziękuję Bogu za ich zdrowy rozsądek. Dziękuję im samym za to, że nie boją się krzyknąć: "Król jest nagi"! Nawet, gdy wszyscy inni pukają się w głowę.

Kazanie z okazji dnia Świętej Rodziny było powiedziane w mniej więcej takim tonie: Klapsy są zakazane prawnie, nad czym ksiądz bardzo ubolewa, gdyż to uznana, metoda wychowawcza. Nie dowiedziałam się przez kogo uznana... Można uderzyć z miłości. Tak, dokładnie takie sformułowanie padło. Klapsy to nie przemoc, 'prawdziwe bicie' tak. Wszystko okraszone teologicznymi argumentami.  Wtedy przez moją głowę przemknęło wiele pytań:

Gdzie zaczyna się granica między 'tylko' klapsem a 'prawdziwym' biciem? Czy pani, która na Slocie uderzyła córkę w twarz przy kilkudziesięciu innych osobach, dokonała 'tylko klapsa', czy 'prawdziwego bicia'- bo przecież siła uderzenia w twarz nie jest powalająca, krew się nie polała...? Czy 'tylko klaps' nie jest następstwem: W pierwszej chwili utraty kontroli nad emocjami, w kolejnej krzyków, szarpaniny i nierzadko wyzwisk? A czasem jedynie manifestacją siły kogoś większego i fizycznie silniejszego nad słabszym i mniejszym. Czego "uczy" jakiekolwiek bicie, wyzwiska, szarpanie? Że silniejszy fizycznie wygrywa. Że silniejszy może naruszać granice słabszego. Ma do tego prawo, ponieważ jest silniejszy fizycznie. Może naruszać granice innych w związku z tym prawem. Skarżenie się słabszego i jego argumenty można podważyć. Dlaczego? Bo jest słabszy i zależny od silniejszego, więc niech siedzi cicho. Myślałam, że starszy ksiądz, wykształcony, oczytany, wie o tym. A jednak się pomyliłam.

Chciałam zapytać księdza, po co to było? I czy w ogóle pomyślał, jak się czują w takiej sytuacji ludzie, którzy to słyszą...Co jeśli ktoś z obecnych wiernych doświadczał 'tylko klapsów' jako dziecko- z jakiejkolwiek okazji. W towarzystwie i sam na sam. Z powodu "nieodpowiedniego" ubioru, albo dlatego, że nie tak jak należy trzyma sztućce przy jedzeniu. I jeszcze ci, którzy doświadczyli 'prawdziwego bicia' dowiedzieli się, że przyczyną ich traumy było...To że ich rodzice nie stosowali klapsów. Bo gdyby je stosowali, nie musieliby używać 'prawdziwego bicia'.  Co czują bite żony i mężowie, którzy słyszą "można uderzyć z miłości"? Jednak ksiądz bardzo szybko poszedł i nie było możliwości podjęcia rozmowy.

Gdyby nie to, że miałam pilne spotkanie, poszłabym na policję. Publiczne namawianie do czynów niezgodnych z prawem jest karalne. Postanowiłam jednak napisać do księdza list, oczywiście nie anonimowy. Po kilku miesiącach dostałam odpowiedź...Za pośrednictwem osoby trzeciej. Spodziewałam się, że różowo nie będzie. Ale nie spodziewałam się tak lekceważącego tonu odpowiedzi. Przytoczę cytat: "Zdaje sobie sprawę jak wąski horyzont myślenia zawładnął Pani umysłem, równy intrygującym ulicznych manifom kobiet z obecnością krzykliwych akademickich nauczycieli! " No więc zostałam postawiona w jednym rzędzie z kobietami krzyczącymi na manifach... Zupełnie nie rozumiem tej logiki wypowiedzi. Ja nie podejmowałam rozmowy drogą uznaną przez niektórych współcześnie za jedyną słuszną, czyli: Księdza ton jest równy krzykliwym hierarchom, którzy za wszelką cenę chcą zagłuszyć skandal pedofilli i zamaskować słodkimi perfumami smród, jaki po nim pozostał. A mogłabym...

Nie jestem wrogiem Księdza. Nie było moją intencją atakowanie kogokolwiek. Chciałam jedynie zaznaczyć, że jako osoba która z przemocą miała do czynienia wielokrotnie, poczułam się dotknięta. Nie tylko ja. Chciałam zapytać, czy powiedziałby to samo, gdyby wiedział, że słuchają tego ofiary przemocy domowej? Odpowiedź otrzymałam: 

"Na liczne Pani uwagi nie zamierzam odpowiadać, ani zaprzeczać - jakobym nie znał się na wychowaniu, choć trójkę młodszego rodzeństwa i liczne lata dydaktyki z młodzieżą były piękną szkołą wzajemnej konfrontacji. Wypraszam sobie natomiast przypisywanie mi rzekomych szkód, które wyrządziłem takim jak Pani z Mężem przez trwanie przy nauce ewangelicznej i głęboko utrwalonej Tradycji Kościoła. Lat 56 temu przyjąłem za dewizę życia słowa psalmisty Dawida: Boże nie odejmuj od ust moich słowa prawdy (ps 119, 43). Mam nadzieję, że odesłanie mnie z Pani pozwu - przed ludzkie trybunały - to byłby honorowy zaszczyt - niczym odgrzebywanie żołnierzy wyklętych z kurhanów nienawiści." 

Rzekomych Szkód, które wyrządziłem takim jak pani... Nie przeszło przez usta wyrażenie 'ludziom zranionym przez sprawców przemocy domowej'...

Nie planowałam też żadnego odsyłania przed ludzkie trybunały, ani odgrzebywanie żadnych kurhanów nienawiści... A jeśli się nie zrozumieliśmy (choć nie wiem czego tu nie rozumieć, gdy padają takie słowa...), wyjaśnienia sobie pewnych rzeczy drogą prostej, życzliwej konwersacji.

Chyba księdza wyobraźnia poniosła z tymi kurhanami i trybunałami... Ale jeśli te 'ludzkie trybunały' to dla księdza taka nobilitacja, to sprawę upubliczniam. Proszę jednak o wyważone komentarze... Moim celem nie jest obrażanie kogokolwiek, a zwrócenie uwagi na bardzo ważny problem:

PRZYZWALANIE NA JAKĄKOLWIEK PRZEMOC PRZEZ OSOBY WYKONUJĄCE ZAWODY ZAUFANIA PUBLICZNEGO. WYPOWIADAJĄCE SIĘ Z POZYCJI AUTORYTETÓW. W KOŚCIELE I POZA NIM. UDAWANIE, ŻE PROBLEMU NIE MA. BRAK JAKIEJKOLWIEK REAKCJI.

Moją intencją było wzbudzenie dialogu. Jednak ksiądz z 'takimi jak my' nie zamierza nawet dyskutować.

Długo miałam wątpliwości, czy tę sprawę w ogóle upubliczniać. Nie mam nagrań. Nie chodzę na mszę po to żeby nagrywać to co mówią księża i później komentować.  

 Padło jeszcze uzasadnienie teologiczne: 

"Śpiewamy z radością rzewną polską pieśń Serdeczna Matko, zakazaną przez niemieckich nazistów, gdzie w 5 zwrotce jest zapis: Bo kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy kto się do Matki uciecze. Ma ona swoją wymowę, choć ją komentowałem wyłącznie w odniesieniu do roli duchowej Najśw. Maryi Panny."  Czasem zastanawiam się, ile herezji jeszcze pozostało w naszych kościołach. czy nie objawia się ona w przedstawieniu Boga jako 'ojca który siecze', a Matka Boża musi tych biednych ludzi ratować przed rozgniewanym Ojcem...

Dlaczego tak uparcie stawiamy znak równości pomiędzy tym, co jest tradycją i zabytkiem kultury- ale już zabytkiem- a objawioną prawdą?

Argumenty ofiar przemocy domowej, a także tych, którzy pracują z osobami dotkniętymi przemocą, zawsze łatwo podważyć. Zawsze można powiedzieć, że ofiara przemocy 'mówi w emocjach', 'wyrywa wypowiedź z kontekstu', 'przesadza'. Że nie docenia Tego, który tak bardzo się poświęca dla rodziny...(no przecież ma prawo się zdenerwować!) I jeszcze- nieśmiertelny argument o bezstresowym wychowaniu... Przytaczany zwykle przez tych, którzy nie przeczytali w tym temacie ani jednej książki.

Jednak są tacy, którzy nie boją się przyznać, że "Król jest nagi"! Nawet, gdy oblepi się figowymi listkami, one w końcu spadną. 

Ponieważ przez bardzo długi czas nie otrzymałam odpowiedzi, zwróciłam się do delegata zakonnego, związanego z inicjatywą Zranieni w Kościele. Ów ksiądz z życzliwością odpowiedział na moją prośbę o reakcję, także przeprosił, jednak...  Zasugerował, że użyłam "określonych słów wyrwanych z kontekstu".

Czy mój list był w tonie osób krzyczących na manifach? Czy był rażący, uwłaczający? Czytelnicy sami osądzą. Treść mojego listu umieszczam na profilu @ Doprawdyblog. Na pewno tak tej sprawy nie zostawię.

02 maja 2019   Dodaj komentarz
dzieci i rodzina   przemoc agresja Kościół dzieci  

Czego może nauczyć nas #Ada

 

 Z przyjemnością obserwowałam całą kampanię Ada, to wypada. W sieci pojawiło się wiele ciekawych tekstów, łamiących stereotypy dotyczące powszechnych wyobrażeń na temat tego, co dziewczynce wypada, a co nie. Pojawiła się też krytyka stereotypów dotyczących chłopców.

Fakt, że współcześni rodzice chcą wychowywać zarówno Adę, jak i Adka na pewnych siebie, asertywnych dorosłych, niesie powiew przyjemnej świeżości w świecie, w którym jeszcze do niedawna dzieci i ryby głosu nie miały. Dobrze, że tamten świat odpływa coraz dalej w niepamięć. Młode pokolenie rodziców widzi zagrożenia płynące z hodowania nieprzygotowanych do dorosłego życia, rozpieszczonych i roszczeniowych 'pępków świata'. Ale ma również świadomość, że dziecko, które do osiemnastego roku życia (a czasem i dłużej) było zmuszane do posłuszeństwa w nawet najmniejszej sprawie, nie stanie się nagle asertywnym i zaradnym dorosłym. Więcej jest też refleksji nad wartościami i antywartościami wyniesionymi z rodzinnego domu. Nie wszystko, co jako dzieci otrzymaliśmy od otoczenia, warto przekazywać przyszłym pokoleniom.

Stereotypy związane z tym, jak powinien zachować się chłopiec, a jak dziewczynka, coraz częściej zaczynają być traktowane jak naiwna bajka z przeszłości. Naiwna i szkodliwa. I to wszystko oznacza, że pokolenie młodych dorosłych wykonało bardzo ważna pracę. Refleksję nad tym, co dobrego, a co złego przyniosło nam wiele lat postrzegania damskich i męskich ról w bardzo jednoznaczny, "tradycyjny" sposób. Mówiąc o tradycyjnym, mam na myśli tę zewnętrzną warstwę pewnego postępowania o charakterze obrzędowym. "Robię coś, bo tak mnie nauczono, i nie zastanawiam się nad głębszym sensem swoich czynów".

Dzieciństwo to szczególny czas. Przed młodym człowiekiem, który otrzymał odpowiednie wsparcie najbliższych, otwiera się wiele możliwości. Mam na myśli nie tylko wsparcie finansowe. Bardziej to, jakimi ludźmi stajemy się w momencie osiągnięcia dorosłości. Jak potrafimy radzić sobie z emocjami. Jak traktujemy innych. Jak odnosimy się do słabszych. Jaką hierarchię wartości ustanowimy sobie, i czy w ogóle przyjmiemy jakiś system wartości. Dzieci są jak masa plastyczna. Bardzo dużo zależy od nas, dorosłych, co z niej zrobimy. Możemy ulepić piękne, wytrzymałe, wartościowe naczynie. Możemy też "obrazić" się na materiał, że jest taki trudny w formowaniu, i cisnąć nim o ziemię...Jak wiele jest naczyń roztrzaskanych, zanim z pomocą cierpliwości i miłości ktoś zdążył je uformować? Bardzo dużo... Świadczą o tym choćby tłumy na oddziałach psychiatrii dziecięcej. Nasz system zdrowia nie radzi sobie z falą depresji i samobójstw  wśród dzieci i młodzieży.

Przez wiele lat pracowałam z różnymi rodzinami. Niestety, nie wszędzie ludzie widzą potrzebę zastanowienia się nad tym, czy wychowanie według stereotypowych przekonań o damskich i męskich rolach wnosi coś dobrego. Dzieci jednak, w bardzo kreatywny i zabawny sposób potrafią sobie z tym poradzić. Dopóki ktoś w nich tej kreatywności i świeżości nie zabije. Nie przeleje na dziecko własnych lęków płynących z wyimaginowanych zagrożeń. Podczas tych kilku lat wydarzyło się kilka sytuacji, bardzo zabawnych, ale też dających do myślenia dorosłym.

Czteroletnia dziewczynka bardzo pragnęła mieć lalkę Monster High. Kilka lat temu wśród dzieci był "szał" na te lalki. Mama uważała, że lalka jest obrzydliwa, i nie chciała jej kupić. Wtedy też toczyły się dyskusje o tym, jakie "wartości" niosą różne dziwne lalki, tak bardzo niepodobne do "normalnych" dziewczynek. Przypuszczam, że to mogło być powodem niechęci ze strony rodziców. Mimo protestów mamy, lalka Monster High pojawiła się jako prezent od babci. Dziecko bardzo się ucieszyło,i...  Pewnie nikogo nie zaskoczę...Ale nie stało się z dnia na dzień tym, co owe lalki reprezentują w świadomości niektórych rodziców. (Czymś, co tak bardzo kłóci się z dziewczęcą słodyczą, delikatnością...) Lalka dołączyła do drużyny piłkarskiej brata, która składała się z wielu innych zabawek- od słodkich maskotek po potwory zbudowane z klocków lego. Protesty mamy się zakończyły. Laleczka na długi czas została szczęśliwą zawodniczką w rodzinnej drużynie piłkarskiej.

Bliźniaczki w wielu 2,5 roku kochały samochody, potwory i konstrukcje z klocków. Rodzina zasypywała je prezentami typowo "dziewczęcymi". Jednak takie rzeczy miały dla dziewczynek wartość o tyle, o ile udało się z nich ułożyć wieżę albo super szybki środek transportu... Tak więc różowe garnuszki stawały się wysoką wieżą, którą rozwalał jakiś potwór. Lalki, połączone rączkami lub nóżkami, zamieniały się w mini pociąg, lub tor dla innego pojazdu. Żadne tulenie do snu, zmiana pieluszek lalkom nie wchodziła w grę. Można było zmienić pieluchę...Ale małemu autobusikowi, gdy się zsikał benzyną. Podczas naszych wyjść po zakupy w pobliskim warzywniaku, dziewczynki chciały przytulać i śpiewać do snu...warzywom. Sprzedawczyni w sklepie zwróciła nam uwagę, że warzyw nie można dotykać... Jednak, gdy po sklepie rozlegało się 'Aaaa, śpij piękna papjiko", śpiewane przez dwa słodkie głosiki, sprzedawczyni myślała już tylko o tym, jak nie popłakać się ze śmiechu.

Nie miałam też pojęcia o tym, że Angry Birds obchodzą urodziny, dostają prezenty. Że Król Świnia i jego poddani, oprócz jedzenia jajek mają też inne zwyczaje... Tego nie było w scenariuszu kreskówki. A jednak cały nieopowiedziany świat, został wykreowany przez 3,5 letniego chłopca.

Dzieci są znacznie bardziej kreatywne, niż myślimy. Rozumieją więcej, niż nam się wydaje. Ich wyobraźnia, kreatywność, przełoży się w przyszłości na to, w jaki sposób będą sobie radzić w trudnych sytuacjach. Mądry rodzic i wychowawca jasno określa granice. Ale przy tym nie ogranicza. Widzi wartościowego człowieka w obu płciach, oraz korzyści płynące z ich równoprawnej współpracy. Widzi też, jak bardzo stereotypy ranią i powodują konflikty już od najmłodszych lat. 

02 maja 2019   Dodaj komentarz
dzieci i rodzina  

Co w niej takiego strasznego?

Zdenerwowany ojciec umieścił na Facebooku wpis dotyczący systemu wystawiania ocen z zachowania.*  Kontrowersje wzbudziło to, że więcej punktów ujemnych niż za chamstwo (wulgaryzmy i wyzwiska), można dostać za...makijaż i malowanie paznokci. Farbowanie włosów zaś woła niemal o pomstę do nieba. Jako działanie rozmyślne i mające trwałe skutki- uczniowie świadomie rezygnują z oceny bardzo dobrej z zachowania. Sprawa dotyczyła klasy 7, czyli osób 13-14 letnich. Nie wiem czy 13- letni człowiek ma świadomość tego, w jakim stopniu farbowanie włosów jest "działaniem rozmyślnym i mającym trwałe skutki"...Ta definicja rodem z podręcznika dla prawników, ubawiła mnie do gorzkich łez. Nie w tak drastycznym stopniu, jednak w wielu szkołach makijaż i kolorowe włosy niezmiennie gorszą. Słowo "uczniowie" dotyczy obu płci. Chłopcy też farbują włosy. Jednak eksperymenty z urodą to w wieku około 13 lat raczej domena dziewczynek. Być może w sytuacji tej konkretnej szkoły problem jest głębszy... Ale i tak, ostatecznie najprostszym i najłatwiejszym rozwiązaniem okazują się zakazy i nakazy. Pozornie najprostszym.

Nie mam pojęcia, co nakręca tak silny lęk przed błyszczykiem do ust, lub różowym pasemkiem we włoskach nastolatki. I dlaczego zaraz narzuca się wizerunek wytapetowanej, pustej lali z dziesięciocentymetrowymi tipsami? Cóż, po tym świecie chodzą także przemalowane, przebrane za kogoś kim nie są, nastolatki. Nie lubię takiego stylu. Dlaczego jednak one mają być gorsze od 'skromnych' koleżanek, które z wyrafinowaną podłością potrafią odnosić się do kolegów z klasy? Koniec podstawówki to problemy z cerą, kompleksy, zabieganie o względy rówieśników. Także przez wygląd i styl. Dlaczego dziewczynki, które noszą dyskretny makijaż, mają być gorsze? I co takiego jest w kolorowych, ale krótkich i czystych paznokciach, że przeszkadzają w nauce?

Przecież młodej siksie nie wypada...Uczyć się, a nie myśleć o głupotach! Po co te 'fioki' na głowie i kolorowe pazury? Poza tym...Przecież paznokcie przeszkadzają w pracach (domowych). Dziewczynka ma być schludna i pracowita. W twoim wieku, twoja matka i babka robiły wszystko w domu, a ty? Kiedyś to dopiero było! Baby zasuwały w domu i żadna się nie skarżyła. A ty jeszcze narzekasz. Dziewczynka ma być miła i posłuszna. A jeśli ktoś jest wulgarny, zaczepia cię? Udawaj, że problemu nie ma! Ignoruj- a sami przestaną. Tak zwyczajnie zignoruj to, że twój kolega z klasy wulgarnie cię obraża. Nie umiesz? Jesteś konfliktowa. O czym ty mówisz, jaka znowu przemoc? To tylko "końskie zaloty"...Chłopcy 'tak mają'.

 Nawet jeśli mieliście mądrych, wspierających rodziców i temat Was nie dotyczy, z pewnością nie jeden raz słyszeliście, co "dziewczynce nie wypada". Można stworzyć z tego całą listę.

Jedno z moich ulubionych: Dziewczynie NIE WYPADA chodzić do chłopaka. On do niej może. Dziewczynie NIE WYPADA pierwszej powiedzieć "kocham'. Bo on sobie "coś" o niej pomyśli. Jego rodzice "coś" sobie o niej pomyślą. Najlepiej, żeby udawała niedostępną, chłodną... Dziewczynce NIE WYPADA mieć kolegów- chłopców. Mało tego, że oni sobie "coś" pomyślą. Jeszcze jej 'odwali' coś i zechce być inżynierem, mechanikiem... A nie panią pedagog albo panią pielęgniarką. Dziewczynie NIE WYPADA mówić także o pierwszej miesiączce. Ale teraz...  'tym młodym siksom, co je popaprane mamusie bezstresowo wychowywały, wszystko wolno!'

Istnieje pewien bardzo wyrafinowany sposób stosowania przemocy wobec kobiet w niektórych grupach religijnych. Szczególnie wobec młodych kobiet. Byłam kiedyś we wspólnocie, w którym siostry uczyły dziewczyny, jak klękać przed Najświętszym Sakramentem, aby nie odsłaniać kostek u nóg. Bo to może wzbudzić pożądanie. Tak jak jakikolwiek makijaż, czy bardziej zwariowane ubrania. Związane w kucyk najlepiej przygładzone włosy, sukienka-worek, babcine buty. Oczy spuszczone w dół i wstydliwy uśmiech. W niektórych wspólnotach to jest właśnie obraz 'idealnej chrześcijanki'. Tej, co nie jest 'ze świata'. Jeśli nie wiecie, to "moda maryjna". Okraszona tekstami motywującymi w stylu "Po co MARNOWAĆ CZAS z pędzelkiem do makijażu, jeśli można coś zrobić DLA KOGOŚ"? Bądź pokorna, skromna. Bądź dla innych. Przesadzam? W takim razie dlaczego tak wiele kobiet odchodzi z Kościoła?

A może już dość tego kastrowania kobiecości od najmłodszych lat?

To zabrzmi jak banał powtarzany tysiące razy, ale jeśli dziecko nie nauczy się mówić o swoich emocjach, nie poradzi sobie w dorosłym życiu. To samo dotyczy asertywności. I nie ma to nic wspólnego z potrzebą uporczywego zwracania na siebie uwagi otoczenia. Jeśli dziewczyna nie będzie miała kolegów, nie nauczy się wchodzić w zdrowe relacje z mężczyznami. Jeśli nie nauczy się bronić przed agresją ludzi, istnieje ryzyko, że kiedyś stanie jej się krzywda, której dorośli nie będą w stanie unieść.

A czy Was ktoś uczył bronić się przed agresją otoczenia? Bo ja nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdyby nagle ktoś zaczął mnie publicznie obrażać, a obok nie byłoby mojego męża. Ostatnia taka sytuacja miała miejsce... gdy byłam dziewczynką.

Może kilkadziesiąt lat temu było tak, że dziewczynka była grzeczna i potulna, nie wychodziła z domu. A w wieku 20 lat "nagle, magicznie", znajdował się "kawaler". Spojrzeli na siebie i poczuli "coś". A potem żyli długo i szczęśliwie... Dalej już bajki są mniej kolorowe. Niestety, 'szczęśliwie' często kończyło się w dniu ślubu... Może żyję teraz w innym świecie. Takim, w którym widzę relację pomiędzy budującą współpracą z płcią przeciwną od najmłodszych lat, a późniejszym poczuciem wartości i tworzeniem zdrowych relacji. W świecie, w którym żaden zdrowy związek nie powstaje 'magicznie i od razu'. Może ja znam innego Boga? Takiego, który nieustannie wspiera mnie w rozwijaniu swoich zasobów. Broni przed byciem oskarżaną. A Jego Słowo ukazuje historie wspaniałych, odważnych kobiet: Marii, Judyty, Marii Magdaleny, Weroniki, Sary i wielu innych. To są dopiero kobiety!

Dlaczego wizerunek Matki Bożej jest taki słodki, ugrzeczniony? Czy ktoś naprawdę uważa, że w tamtych czasach, przyznanie się przez dziewczynę przed przyszłym mężem i rodziną do pozamałżeńskiej ciąży, było takie łatwe? W dodatku do ciąży, którą bezpośrednio sprawił Bóg. A Judyta? Czy łatwo jej było pójść do obozu wroga, obciąć mu głowę, a później wrócić? A Weronika, która otarła twarz Jezusowi, nie bojąc się kohorty rozwścieczonych żołnierzy? Wyobraź sobie, że z rozkazu władzy, biją i obrażają kogoś publicznie. Rozwścieczony tłum, dopinguje oprawców. Nagle podchodzi drobna kobieta, i nie obawiając się katów, ociera twarz ofierze przemocy.

"To Biblia i kultura chrześcijańska zniewala kobiety i traktuje je przedmiotowo"- słyszę często od feministek. A ja Ci powiem, że to brak kultury- zwłaszcza chrześcijańskiej. Brak ewangelicznej miłości, jaką Jezus okazywał kobietom, sprawia, że ludzie traktują nas przedmiotowo. Zarówno mężczyźni, jak i inne kobiety. Brak empatii i charakteru. Strach przed refleksją potrzebną do tego, by zastanowić się, czy istnieje coś więcej, niż "To co się kiedyś mówiło/robiło". Bo kiedyś to ludzie byli lepsi, bardziej wartościowi, i Boga w sercu mieli, i dzieci były posłuszne... Teraz jednak dzieci pokolenia 'kiedyś', stoją w kolejkach po psychoterapię. 

Nie jestem zwolenniczką hodowania bezmyślnej, pyskatej młodzieży. Rozpieszczonych niuń i nastolatek skupionych na swoim wyglądzie ponad wszystko. Małych manipulatorów. Jestem zwolenniczką stawiania mądrych wymagań. Przygotowania dziewczynek i chłopców do dorosłości w taki sposób, aby weszli w nią ze zdrowym, nie zawyżonym ani zaniżonym, poczuciem własnej wartości. Uczenia, w jaki sposób brać odpowiedzialność za interakcje społeczne. Oczywiście stosownie do wieku. Jestem za tym, aby uczyć dzieci uprzejmości, dobrych manier. Także jak wykonać gustowny makijaż, dobierać garderobę, stosownie do wieku i okazji. To, co jest odpowiednie na szkolną dyskotekę, nie sprawdzi się na szkolnym egzaminie. To, co pasuje na szkolną galę, nie sprawdzi się na świątecznym spotkaniu z rodziną.

Pokazując przy tym, że savoir vivre to coś, co zostało stworzone DLA LUDZI, a nie odwrotnie. Że reguły społeczne są po to, by ułatwić nam życie, a nie utrudnić. Gdyby ich nie było, prawdopodobnie zadeptalibyśmy się wszyscy nawzajem w drodze do pracy. 

Dorosła już Dziewczynko. Jeśli czujesz, że ten tekst dotyczy Ciebie, a mogę Ci coś doradzić...Wybacz rodzinie i wszystkim, którzy traktowali Cię w niewłaściwy sposób. Twoi rodzice, nauczyciele, ani inne osoby z bliskiego otoczenia nie mogły dać Ci więcej, niż sami dostali od swoich najbliższych. Dla kobiet w swoim otoczeniu możesz zrobić bardzo dużo. Zacznij żyć według własnego systemu wartości. Twórz relacje z ludźmi, oparte o Twoją prawdę. Jeśli się modlisz, stań przed Bogiem bez lęku, który niszczy. Być może Twoim bliskim zajmie dużo czasu, aby zobaczyć, że 'złote prawdy ludowe', które były im wpajane przez lata, nie działają. Ale kiedyś zainteresują się tym, nawet jeśli nazwą Cię kosmitką. I może zaczną szukać prawdy o sobie samym.

 

* /https://www.facebook.com/bezpiecznytargowek/photos/a.590938844251757/2267358836609741/?type=3&theater/

02 maja 2019   Dodaj komentarz
dzieci i rodzina  
Doprawdyblog | Blogi