• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Doprawdy? blog

Piszę o tym, co zwykle przemyka gdzieś i nie zawsze chcemy o tym mówić. Oraz o tym, jak wielki ubaw ma postronny obserwator, gdy ludzie spinają się, aby za wszelką cenę pokazać, że są lepsi i fajniejsi niż są na prawdę:) Nie będzie żadnych górnolotnych tekstów ani ładnych obrazków, ponieważ ślimak wyraża więcej niż niejeden górnolotny tekst. :) *** Możemy pytać: dlaczego jest źle?.. a dlaczego nie zapytać ‘dlaczego jest dobrze’? Możemy rozpaczać nad skutkami...a dlaczego nie zapytać: W jaki sposób doszło do jakiegoś procesu? Jak rzeczy są zrobione i co leży u podstaw tego, że dzieje się tak a nie inaczej? Możemy powiedzieć: ‘ Jest tylu poranionych ludzi..’. Ja będę stawiać pytanie- z jakimi problemami przyjdą ludzie - czy potrafię ich słuchać?... “Wciąż za mało służymy, robimy za mało dla innych”...Ja zapytam: Co można zrobić, by człowiek obok mnie poczuł się sobą? Czy na prawdę chcemy, jako chrześcijanie i nie tylko, żyć

Kategorie postów

  • droga, prawda i Życie (3)
  • dzieci i rodzina (4)
  • podróż ku zdrowiu (3)
  • relacje międzyludzkie (4)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • @Doprawdyblog

Kategoria

Relacje międzyludzkie


Kto jest moim prawdziwym przyjacielem?

Czasem robię "porządek" w znajomych z Facebooka. Niektórzy z nich nawet nie poznają mnie, gdy przechodzę obok przez ulicę. W Internecie można wszystko, można dyskutować- uprzejmie i mniej uprzejmie. Można wdać się w pisemną awanturę z "kolegą", z którym od 5 lat nie udało się zamienić słowa "w realu". Jednak napisanie komentarza przychodzi łatwiej. Od niektórych osób w ogóle nie przyjmuję zaproszeń.  Z przyczyn niezależnych (wspólne środowisko pracy, szkoły) muszę być dla nich miła. Jednak ich światopogląd, to co zamieszczają w sieci, nic dobrego w moje życie nie wnosi. 

Postanowiłam, że mój "wall" będzie strefą dobrych myśli- choć czasem bywają gorzkie, powiedziałabym- trzeźwiące...Jednak mimo wszystko dobrych. Niezależnie od tego, jakie mamy relacje. 

Niezależnie od tego, czy na Facebooku są ci sami "friends", co w realnym świecie.

Przysłowie mówi, że "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie". Oczekiwanie, że przyjaciel będzie wsparciem w trudnym czasie, okaże zainteresowanie, wysłucha, a nawet wesprze materialnie, jest jak najbardziej uzasadnione.

" Weselcie się z tymi, którzy się weselą, płaczcie z tymi, którzy płaczą." (Rz 12; 15)

Bywają jednak sytuacje, gdy przyjaźń kończy się...bo przyjaciel potrafił płakać, ale nie potrafił się weselić.

Gdy jedno z dwojga wychodzi z kryzysu i przestaje być słabym, depresyjnym człowiekiem w potrzebie- staje się silnym, niezależnym... 

Nie potrzebuje już tego rodzaju wsparcia. Potrzebuje kogoś, kto podąży za nowymi celami i wartościami silnego człowieka, który narodził się ze zwycięstwa.  W takiej sytuacji okazuje się, czy wsparcie było oparte na szczerej intencji, czy tylko na czyimś pragnieniu bycia "wolontariuszem", niewłaściwie pojętego "posługiwania". Udowadnianiu sobie, że jestem lepszy bo komuś pomogłem. Nie potrzebuje też gładkich tekstów o tym, co "powinien", bo już teraz sam wie co powinien i nic już go nie jest w stanie zawrócić z właściwej drogi.

Nie obserwuję badań na temat przyjaźni, ale mogę przytoczyć kilka życiowych historii. Przyjaźniłam się z różnymi osobami, które z różnych powodów pojawiały się i znikały.

Dlatego nie potrafię zgodzić się z powiedzeniem, że "Przyjaźń, która się kończy, tak na prawdę nigdy się nie zaczęła".*

Powodem tego że coś się kończy może być wiele różnych spraw... Co nie znaczy, że to co się skończyło, nigdy nie istniało.

- Relacje nawiązane w wieku kilkunastu lat lub na studiach- kiedy człowiek ma naturalną emocjonalną otwartość i poznawanie innych przychodzi "samo". Nawiązywaniu takich znajomości sprzyja szkolne życie, zamieszkanie w akademiku lub na wspólnej stancji- zwłaszcza, gdy wszyscy są "pierwszoroczni" i ciekawi nowego, dorosłego świata. Próba siły takich relacji przychodzi, gdy czas nauki kończy się i rozpoczyna czas intensywnego poszukiwania swojego miejsca. Wyjazdy "za chlebem" lub z innych powodów. Relacje, które rozpadły się, choć nie było żadnej kłótni, poróżnienia. Spotykając taką osobę po latach, można mieć wrażenie, że tamtego człowieka i świata już nie ma. Można albo próbować stworzyć coś nowego na "dorosłych zasadach, albo raz na kilka miesięcy wyskoczyć na piwo, by porozmawiać o "lekkich" rzeczach. Można też zamknąć tę relację w bezpiecznych, kolorowych ramach przeszłości, która była wspaniała ale już nie wróci.

... a może to nasze pojęcie przyjaźni i oczekiwania wobec niej ulegają zmianie, czasem tak gwałtownie i szybko, że za nimi nie podążamy???

- Relacje nawiązane z ludźmi o zupełnie innym sposobie odczuwania i postrzegania rzeczywistości. Tu nawiązuję do dwóch pierwszych zdań. Poznałam kiedyś osoby, które albo zupełnie nie miały potrzeby rozmawiania o tym co "wewnętrzne"- uczucia, zranienia, marzenia; albo były nastawione tylko na "załatwianie problemów dnia dzisiejszego". Nie wyobrażam sobie takiego życia. Jednak to pokazuje, jak bardzo różni jesteśmy. Niektóre z tych osób miały bardzo konkretne rozwiązania, przychodziły z konkretnym wsparciem. Typ ludzi, którzy wolą robić, a nie rozmyślać  o uczuciach. Typ ludzi, którzy dla przyjaciół mają zawsze otwarty dom, gotowi do dzielenia się tym co mają nawet jeśli niewiele mają. Niektórzy bardzo kreatywni i uparcie dążący do celu. Niestety przez brak refleksji i czasem postępowanie "odtąd- dotąd i nic więcej", czasem potrafili być bardzo trudni w relacjach.

To, że ktoś nie analizuje, nie drąży, a sfera czynów jest dla niego ważniejsza niż sfera uczuć nie oznacza, że cię olewa. Po prostu jego "język miłości" jest zupełnie inny. Można nad tym pracować, ze świadomością, że to się może nie udać. A jeśli się nie uda- przyjąć 10 czy 30 % zaangażowania i zaakceptować to. Jednak nie oczekiwać "porozumienia dusz", bo wyjdzie z tego tylko...nieporozumienie.

-Relacje nawiązane z ludźmi, których światopogląd był przez pewien czas zbieżny z naszym...ale przestał być (lub po pewnym czasie odkrywamy, że tak jest).

Był pewien czas, gdy w moim życiu nastąpiły bardzo konkretne zmiany. To pociągnęło za sobą zmianę wyznawanych wartości, sposobu myślenia, wypowiadania słów. Moja przyjaciółka nie potrafiła wtedy tego zaakceptować. Kontynuowanie tej znajomości na takim poziomie było dla mnie zupełnie bez sensu. Mimo, że rozstałyśmy się, przez kilka lat była moją przyjaciółką i w tej znajomości wydarzyło się wiele dobrego.

-Relacje z ludźmi wciągniętymi przez grupy reprezentujące dziwne idee... Można być blisko, ale nikogo do tej bliskości nie da się zmusić. Dobrze znam te przykrą sytuację. Zwłaszcza, gdy bliski człowiek z dnia na dzień zrywa kontakt. Lub odkrywasz że pod wpływem grupy stał się kimś zupełnie innym. Obcym- choć z tą samą twarzą..

Nie wiem czy się zgodzicie ze mną, jednak...

Obserwuję, że w wieku 25+ i starszym trudniej jest nawiązać prawdziwe przyjaźnie. Składa się na to fakt, że jesteśmy bardziej zapracowani,  mniej otwarci na relacje a bardziej skupieni na rzeczach "produktywnych". Bardziej cenimy "swój własny świat" i nie dopuszczamy do niego ludzi tak beztrosko, jak we wczesnej młodości.

Dodatkowo- presja na udawanie, żeby być najlepszym, najfajniejszym, najpiękniejszym...

Nie znam obecnie żadnej osoby (oprócz męża), którą mogłabym nazwać przyjacielem. Zaczęłam jednak doceniać bardziej relacje rodzinne. Także znajomości z ludźmi, z którymi może nie ma głębokiego porozumienia dusz, ale od kilku lub kilkunastu lat regularnie spotykamy się i cieszymy z tych spotkań. Mimo upływu lat mamy o czym rozmawiać.

Co będzie dalej- czas pokaże...

* Publiusz Syrus

02 maja 2019   Dodaj komentarz
relacje międzyludzkie   przyjaźń ludzie  

List do Idealnej Przyszłości- część...

 

Jak nie wyczerpać się emocjonalnie i finansowo w poszukiwaniu partnera.

W poprzedniej części skupiłam się na zachowaniach związanym z kompulsywnym poszukiwaniem partnera, które nie prowadzą do niczego. Do niczego, oprócz frustracji związanej z wielokrotnym rozczarowaniem i złamanego serca. Oraz utwierdzania się w błędnych przekonaniach związanych z powielaniem krzywdzących schematów.

Przyznaję też, że jako nastolatka wierzyłam w:

-dwie połówki pomarańczy

-"co ma być to będzie; jak on jest ci przeznaczony to i tak się spotkacie" (do tej pory nie wiem, kogo autorzy ludowej mądrości wskazują jako sprawcę tego przeznaczenia- ślepy los, Jezusa, czy Światowida?)

- w to, że miłość dzieje się 'sama'- tak jak w filmach, w których znamy tylko kilka wątków

- w to, że jeśli jest mi źle, to ukochana osoba domyśli się (może przez rodzaj jakiejś telepatii...?)

- w to, że jeśli ktoś nie jest mną zainteresowany, to 'olśni mnie' i nagle zrobię "coś", w efekcie czego obiekt uczuć rozkocha się we mnie na zabój

- w to że miłość rozwiąże wszystkie problemy mojego życia..

Tak, na prawdę w to wierzyłam :D i wiem że wiele młodych osób jest wspieranych przez dorosłych w podtrzymywaniu tych mitów.

Z poczuciem goryczy muszę stwierdzić, że nie tylko powielanie złych wzorców w rodzinie przyczynia się do licznych niepowodzeń w relacjach międzyludzkich. Bezkrytyczna wiara w miłość "jak w bajkach", romantycznych piosenkach, filmach- to "mózgotrzep", którego skutki nie pozostawiają już miejsca na budowanie zdrowych i prawdziwych relacji. Odnoszę wrażenie że to, co prawdziwe, jest odbierane jako "nudne",pełne rutyny i właściwie nie można mieć pewności ile będzie trwało ('to co dobre szybko się kończy'-mówi mądrość ludowa). Prawdziwe występuje w opozycji do "fantastyczne, bajeczne".. Ta perspektywa bajeczności wydaje się bardzo kusząca.

Trudno się dziwić, jeśli ciągle jesteśmy bombardowani wzorcami tej "idealności". W telewizji występują tylko piękni, szczupli aktorzy, panie mają zawsze dobrane pod kolor ciuchy i makijaż.. W wielu serialach chodzi się po domu w obuwiu wyjściowym i zawsze jest czysto.

Czy zastanawialiście się, jak wygląda seks w serialach? Jest spontaniczny, szalony, zazwyczaj udany. Państwo spotykają się, po kilku spotkaniach decydują się- mniej lub bardziej świadomie- na 'ten krok'.. Idą na kolację, na której spożywają dzikie porcje, zwykle kurczaka i sałatek oraz słodyczy, do tego zakrapianą alkoholem. To mnie śmieszy, bo jako dietetyczce, trudno mi wyobrazić sobie seks po bardzo obfitej kolacji...bez efektów ubocznych w postaci dziwnych odgłosów i zapachów. Ale co kto lubi :D Oczywiście, pani zarówno przed jak i po ma nienaganny makijaż, budzi się z włosami, które w magiczny sposób SAME się układają (poproszę o takie kosmetyki..) ; zawsze ma biustonosz i majtki z tego samego zestawu ( mi jest trudno często znaleźć skarpetki do pary...). Pan zwykle prezentuje kaloryfer na brzuchu, nigdy nie bywa nieśmiały, nie poddaje się, nie rezygnuje...A co mnie najbardziej zaskakuje... OBOJGU NIGDY NIE ŚMIERDZI Z UST NAWET PO KURCZAKU Z CEBULĄ, NIGDY NIE CHCĄ SIKU!! Co za dziwny świat :D  Druga strona to seks nie z wyboru- 'po pijaku', prostytucja, gwałt. Tak jakby nie było nic poza tym. Tak jakby nie istniały sytuacje, gdy nawet najszczęśliwszej parze, po prostu czasem nie wychodziło...

Wracając do meritum..

Wśród uzależnień istnieje coś takiego, jak uzależnienie od miłości.

Objawy: "(...)

*obsesyjne myślenie o partnerze – byłym lub potencjalnym

 

*obsesyjne wyobrażanie sobie swojego potencjalnego związku w przyszłości lub odtwarzanie obrazów z przeszłości

 

*zatracanie się w swoich fantazjach dotyczących mężczyzny

 

*zakochiwanie się od „pierwszego wejrzenia” i fantazjowanie o wspólnym domu i dzieciach już w pierwszej fazie znajomości

 

*kontynuowanie dawno już zakończonego związku „w swojej głowie”, tęsknota za byłym partnerem, nadzieja na jego powrót, rozważania „co by było gdyby”

 

*zakochiwanie się w mężczyźnie, który nigdy nie będzie w pełni dostępny – żonatym, księdzu, geju lub po prostu nie zainteresowanym. Relacje takie mają swój przebieg głównie w fantazjach kobiety, a jedynie czasami w rzeczywistości (np. kiedy kobieta staję się kochanką żonatego mężczyzny i spędza z nim jedynie kilka godzin w tygodniu, a resztę czasu poświęca na marzenia o wspólnej przyszłości)

*wyrabianie sobie opinii na temat mężczyzny na podstawie własnych wyobrażeń. Kobieta tkwi w takiej iluzji i wypiera fakty, które świadczą o tym, że rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej (zakochuje się wtedy w wytworze swojej wyobraźni, a nie w realnym człowieku) (...)"*

Ludzie w długotrwałych, satysfakcjonujących związkach wiedzą, że prawdziwa miłość to nie tylko chwilowy stan. Stan, w którym następuje kaskada fizjologicznych zmian, wywołanych przez wiele substancji, np. endorfiny, fenyloalaninę, dopaminę. Skupianie się  tylko na uczuciu i spełnieniu chwilowej potrzeby emocjonalnej, powoduje, że ważne informacje płynące z zewnątrz są ignorowane. 

Warto zastanowić się, co stoi za takimi zachowaniami?

Nieumiejętność bycia 'w teraz'- czyli brak skupienia się na tym, jakie wartości i korzyści mogę wynieść z tego, co daje mi teraźniejszość. To co dzisiaj odbiorę od świata, przełoży się na zasoby, które mogę dać partnerowi. Z czego wynika przekonanie, że to co mam dziś, nie ma wartości większej niż potencjalny związek? Związek,który jest celem samym w sobie? A może tylko jego iluzja, bo gdy potrzeba emocjonalna zostanie zaspokojona, sam związek często przestaje być atrakcyjny.

Co mogę zrobić, aby odnaleźć upragnione wartości w tym, co oferuje mi dzisiejszy dzień i najbliższa przyszłość?

Skąd pewność, że osoba której oddaję swoje serce 'od pierwszego wejrzenia' jest w stanie spełnić moje oczekiwania, potrzeby emocjonalne, żyć ze mną w taki sposób, jak tego pragnę? "On/a jest taki/a jak ja..." Nie, nie jest. On/a jest odrębnym człowiekiem funkcjonującym w zupełnie innym świecie emocji, pragnień i celów.

 Co tak na prawdę reprezentują dla mnie wartości odnalezione w tej osobie?

Tylko dwie dojrzałe emocjonalnie osoby, mające poczucie odrębności własnych dążeń i potrzeb, są w stanie stworzyć wartościowy związek, a nie baśniowe "dwie połówki pomarańczy". Co mogę zrobić, by poznać prawdę o tej osobie? Co zrobię, gdy ta prawda nie usatysfakcjonuje mnie?

 „Czujniej niż wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia!” Przysłów 4;23

*http://www.uzaleznienieodmilosci.pl/page/wzorce/

02 maja 2019   Dodaj komentarz
relacje międzyludzkie   relacje ludzie miłość smutek  

List do Idealnej Przyszłości część 1

Kiedyś Cię znajdę..

Dlatego dzisiaj całą swą energię poświęcam na randki. Wyszukuję nowe osoby w Internecie, a poszukiwanie Ciebie stanowi jeden z głównych tematów rozmów ze znajomymi. Czytam mnóstwo mądrych książek i artykułów, aby, kiedy już Cię znajdę, niczego nie przeoczyć i móc Ciebie zrozumieć- wszak kobiety są z Marsa a mężczyźni z Wenus…

Tak bardzo dbam o swój wygląd, o to jak się prezentuję.. Jest tyle atrakcyjnych osób, nie chcę, aby Twoje oczy spotkały się z oczami kogoś, kto ma więcej sex appealu.

Magia miłości; Magia świąt.. Dwie połówki pomarańczy, które przypadkiem trafiają na siebie. Które trafia jak grom z jasnego nieba.. Ja wiem, że szczęściu można pomóc.

Pracuję, uczę się, robię wiele innych rzeczy które MUSZĘ robić. Jednak jaki to ma sens teraz? Dopóki nie ma Ciebie, nie ma mnie. Przecież dopiero z tą drugą osobą jesteśmy Pełnią przez wielkie Pe. Gdy Ciebie znajdę, dopiero zacznę żyć. Dzisiaj to jeszcze ‘przed-życie’. A w Przyszłości- tej z Tobą- to będzie dopiero... Dziś mogę się smucić, ale ucieknę w sferę marzeń- przecież wiem, że gdy spotkam Ciebie, wszystkie moje problemy stracą swoją ważność.

A dzisiaj…

Umówię się z kolejną osobą, nawiążę nową relację, może nawet zakocham się…

Ale wiem że chociaż chcę dobrze, wyjdzie jak zawsze- NIC Z TEGO NIE BĘDZIE- TAK JAK ZAWSZE.

Było już tyle prób i za każdym razem nie wychodzi. WCIĄŻ NIE WIEM DLACZEGO.

Więc teraz uciekam w świat marzeń, bo przecież Kiedyś Cię znajdę..

Jeśli czytając te słowa odnajdujesz własne uczucia- z przeszłości lub obecne- przeczytaj proszę ten tekst.

Są osoby, które nieustannie zakochują się, wchodzą w nowe związki, jednak nic z tego nie wynika.

Zdarza się, że pochopnie oceniając czyjeś intencje i rozpoznając w kimś bratnią duszę, można nie ustrzec swojego serca i wejść w jeden z najbardziej obciążających, pełnych bezsensownego cierpienia i upokarzających układów- miłość bez wzajemności.

Musisz się w końcu nauczyć, że miłości nie wolno odrzucić

Jedyne co musisz, to wiedzieć, że miłość jest aktem dobrowolnym. I ma wartość właśnie dlatego, że ktoś chce, a nie musi.

Dlaczego inni znajdują, a ja nie? Czy Bóg chce, abym był/a sam/a?

Każdy chce czuć się kochany i nie ma w tym nic nienormalnego. Problem leży po zupełnie innej stronie, którą jest ciągłe zabieganie o zainteresowanie ludzi w niewłaściwy sposób.

Warto zastanowić się, co może stać za takim zachowaniem:

*Poczucie, że zaspokojenie emocjonalnych potrzeb mogę znaleźć tylko w intymnej relacji z drogą osobą; Wartości, jakie reprezentuje druga osoba (to co mi się w nim/niej podoba- np. odwaga, wrażliwość, ciekawość świata)- mogę mieć tylko od niego/niej; Brak świadomości, że rozwiązania, dobre emocje, zaspokojenie potrzeb mogę odnaleźć w innych ludziach, w sobie, w Bogu;

 

*Powielanie złych wzorców z rodziny i otoczenia; brak refleksji nad tym („bo tak musiało być”; „wola boska”); plus dobudowywanie do tego różnych dziwnych teorii; Wiara w to, że życie wygląda tak jak w romantycznych filmach. A jeśli jest inaczej, to oznacza, ze jest ponure i nieciekawe.

 

*Wiara w „dwie połówki pomarańczy”- czyli przekonanie, że pojedynczy człowiek zawsze jest samotny, nie jest w stanie właściwie wypełniać swojej roli i że może zrealizować się tylko w intymnym związku z drugą osobą. Że tylko w takim związku jest ‘w pełni człowiekiem’. A z tym się wiąże przekonanie, że:

 

*„Ona/on jest dokładnie taki/a jak ja”.. czyli poszukiwanie w drugiej osobie siebie. Poszukiwanie wartości, których brakuje mi i pragnę ich doświadczyć.

 

*Spotykanie się z ludźmi, jako lek na samotność. Nie po to aby poznawać ich takimi, jakimi są naprawdę. Po to, aby chociaż przez chwilę nie czuć ogromnej pustki. Aby doświadczyć przyjemności płynącej z uczucia, gdy jesteśmy otaczani uwagą, adoracją drugiej osoby. Po powrocie ze spotkanie poczucie pustki wraca i można oszukiwać wszystkich dookoła że jest inaczej, ale nie siebie samego.

 

*Przekonanie, że „nie wolno nam nikogo oceniać”- przez to nie dopuszczanie do siebie odczucia, że zachowanie, wygląd, sposób bycia itd. Drugiej osoby po prostu mi nie odpowiada, nie jest zgodne z moimi wartościami.

 

*Przekonanie, że nowo poznana osoba spotyka się ze mną w takim samym celu, jest w stanie spełnić moje potrzeby emocjonalne, chce tego i jest w stanie to zrobić; Nie dopuszczenie do siebie, że gdy kogoś poznaję, tak naprawdę niewiele wiem o potrzebach i motywacji drugiego człowieka. Wpadanie w rozpacz, gdy „nagle” dowiaduję się, że sprawa wygląda zupełnie inaczej niż moje oczekiwania.

 

*Przekonanie, że już zawsze będę sam/a, bo nie odpowiadam „wzorcom”- związanym z urodą, zachowaniem, statusem ekonomicznym itp.

 

*Patologiczny wstyd i ukrywanie czegoś (np. swojej przeszłości), które nie pozwala na wchodzenie w prawdziwe relacje, pełne wolności i przestrzeni dla drugiej osoby.

W poszukiwaniu tej jedynej osoby można zabrnąć bardzo daleko i nie osiągnąć nic, za to wyczerpać się emocjonalnie i finansowo. Z tkwienia w błędnym przekonaniu zawsze, o ile chcemy, można znaleźć drogę do myśli i sposobów działania, które budują. Nie tylko przyszły związek z drugą osobą, ale także relację z sobą samym.

02 maja 2019   Dodaj komentarz
relacje międzyludzkie   relacje ludzie miłość smutek  

Gość w dom?

Kończy się czas Bożego Narodzenia.
Czas wspólnego bycia razem, kończenia starych spraw i rozpoczynania nowych wątków przyszłego roku.
W tym okresie, oprócz rodzinnych wizyt, czasem przychodzi do nas gość- znajomy, lub nieznajomy, wyczekany lub nieproszony.
Jedni przygotowują się do tej wizyty starannie, inni zatrzaskują swoje drzwi, jeszcze inni- tak jak ja- w pędzie codziennych obowiązków i poszukiwanie nowego miejsca bycia, zwykle zapominają o nim.. lub w kapciach i dresie otwierają mu drzwi... Zdziwieni, że przyszedł wtedy, gdy akurat rzuciłam się do łóżka, podjadając w nim czekoladę i oglądając bzdurny serial.
Kapłan przychodzący „po kolędzie”. Dla jednych powód radości, dla innych ktoś, na kogo można wylać swoje frustracje za całe zło tego swiata- przecież religia to 'opium dla mas'. Dla jeszcze innych bohater wielu zabawnych anegdot i wydarzeń. Zarówno przyjaciel, jak i najgorszy wróg. Jeden z najgorętszych tematów dyskusji.
Przyjmować, czy nie.. a jeśli tak, to w jaki sposób? W czasie kolędowania pojawiają się różne „instrukcje” jak przyjąć księdza, ile dać do koperty itp. Podobno takie komunikaty odczytywane są w niektórych parafiach w ramach ogłoszeń po mszy (podobno- sama nigdy się z tym nie spotkałam). Są ludzie którzy bardzo poważnie traktują takie instrukcje. Są też tacy którzy traktują je lekko. 
A jak ja sam/a jako człowiek, czuję się w takiej sytuacji?
Cieszę się i oczekuję gościa, a może podejmuję go- „dla świętego spokoju”- i robię dobrą minę do złej gry? A może w ogóle nie przyjmuję… nie dlatego że nie mam wiary.. może nie mam już siły do sprostania pewnym sytuacjom, które kiedyś już się wydarzyły i nadal nie znajduję rozwiązania, jak z nich wybrnąć????
***
Polska wieś, lata 90..
Jako dziecko bardzo nie lubiłam wizyt księdza. Nie chodziło tylko o to, że moja rodzina w sprawach wiary jest mocno podzielona i wywoływało to konflikty.
Śmieszył mnie, szczególnie jako nastolatkę, ten teatrzyk. Kilka godzin sprzątania, ładne ubrania, przygotowywanie najpiękniejszego obrusu.. Cała wieś postawiona na baczność, wszyscy grzeczni, piękni, trzeźwi.. Jeden gospodarz odprowadza kapłana do drugiego… a jaka w tym zgoda 
W końcu ksiądz przychodził. Wszyscy ładnie siadali na kanapie, a szczęść Boże, a powitanie… i:
Wyrecytowali tę samą modlitwę- jak co roku;
Ksiądz powiedział mniej więcej ten sam tekst- jak co roku;
Gdy zapytał o coś „nieładnego”- jakoś trzeba to ukryć.. jak co roku
To samo przybranie stołu i ta sama koperta
Te same piękne zeszyty do religii które ZAWSZE są piękne czyste i wymalowane kolorowymi szlaczkami, tudzież obrazkowymi wzdychaniami młodej duszy do Boga .. (Tu jeszcze jedna uwaga- zapomniałam, że KAŻDY ABSOLUTNIE uczeń posiada rzekomy zeszyt do religii- ZAWSZE!!  Tak samo jak zeszyt do muzyki i plastyki albo wuefu. I absolutnie ZAWSZE jest czysty i piękny, no i... JEST.. Chcę Wam powiedzieć, że w czasach mojego dzieciństwa Internet był rzadkim i drogim rarytasem, a więc ludzie zaczytywali się w powieściach... Tak bardzo kochali staropolską literaturę! Stąd też czasem, na tylnej lub innej stronie takiego Idealnego Zeszytu do religii, muzyki czy plastyki, zdarzało się- od serca napisane przez młodego miłośnika staropolszczyzny- słowo "HUI".. w różnych odmianach i dialektach- które zakłopotani rodzice kazali natychmiast zamazać specyficznie pachnącym korektorem. Może miłość do staropolszczyzny u tak młodego człowieka to nie powód do wielkiego wstydu, ale nie jest tak opłacalna jak miłość do matematyki czy informatyki..)
Te same obrazki i pożegnanie..

Czy czuliśmy się ‘pobłogosławieni’?... Niech każdy sam sobie odpowie.
Ja czułam tyle, że jak ksiądz pójdzie dalej można będzie oglądać bajki w TV, albo wrócić do bawienia się lalkami, albo czytać nowy numer Bravo.

Dorosłość i samodzielne życie wymusza w nas (daj Boże, w większości...) przewartościowanie podejścia do wielu spraw. Zaczynamy tworzyć nowe zwyczaje i chodzić nowymi ścieżkami- czesto tak różnymi od rodzinnych.. I to też moze budzić sprzeciw bliskich.
Gdy przeprowadziłam się do miasta, zauważyłam, ze wizyta koledowa wygląda trochę inaczej. Pamiętam niewiele takich wizyt z czasu dorosłości. To chyba też o czymś świadczy, bo poznałam kilku fantastycznych kapłanów, a takich radosnych wizyt, jakoś nie pamiętam...
Pamiętam jednak opinie kolegów i koleżanek, którzy mieszkali w akademikach i przychodzili do nich Dominikanie.Ta kolęda się nie kończyła na modlitwie (wspólnej i żywej), zostawali dłużej, pili herbatę, rozmawiali cierpliwie i spokojnie z parami, które mieszkają w akademikach bez ślubu, słuchali opowieści o problemach studentów... Zupełnie nowe było dla mnie także to, że jeśli podczas planowanej wizyty kolędowej nie ma cię w domu, możesz umówić się z kapłanem na indywidualne spotkanie- i nikt z tego powodu się nie obrazi.
Z dorosłego życia pamiętam tylko trzy wizyty. Jedną miłą i dwie niemiłe. Nie chcę już teraz pisać co takiego się wydarzyło, jednak rozumiem niechęć wiernych do takich spotkań.
Ksiądz jest gościem w Twoim domu. Jeśli zapraszasz gości, jestes miły, częstujesz ich kawą, przygotowujesz biały obrus... ale też wymagasz, by- w zależności od tego, jak bliska jest ta relacja-zachowywał się jak gość. Dostosowali się do zasad panujących w Twoim domu. A nie odwrotnie!!! Ksiądz Grzegorz Kramer napisał na swoim blogu, że śmieje się z takich "instrukcji przyjmowania księdza". Lepiej, aby ludzie byli naturalni i zachowywali się tak jak na codzień. I oczywiście podpisuję się pod tym obiema rękami- szopki nie są potrzebne...

ALE...

Na ile potrafimy być naturalni sami przed sobą? Przed własną rodziną? Co stracimy, gdy przestaniemy udawać?
Na ile potrafimy odpuścić sobie to "złóż ładnie rączki, odmów paciorek"? Czy takie postawy nie chronią nas przed tym, żeby przypadkiem nie pokazać czegoś więcej... swojej tęsknoty, za Bogiem, za doświadczeniem Jego miłości....Czy potrafię przyznać się przed sobą że moja wiara jest jeszcze w powijakach... a może została na poziomie drugiej klasy podstawówki i definicji ze szkolnego katechizmu? A jeśli tak, to co się stało, że już więcej nie urosła???? Czy to jest dla mnie w ogóle ważne???

a jeśli nie...
To po co w ogóle przyjmuję księdza?

Zadać księdzu pytanie, jak małe dziecko.. Proszę księdza, jak to się stało że spotkał ksiądz Jezusa i choć wiem że jest ciężko, wytrwał ksiądz x lat w swoim powołaniu? Jaki sposób modlitwy jest księdzu najbliższy??

yyyyyy.....???

Wyobraź sobie siebie i swoją rodzinę w takiej sytuacji. Jednym prrzyjdzie to z łatwością bo ich relacje rodzinne są oparte na szczerej komunikacji i niczego nie muszą udawać, taka sytuacja jest normalna i zupełnie naturalna. A inni?? Czy widzisz już jak księdzu- albo Twojej babci, wujkowi, opada szczęka?

A gdyby chociaż raz zrobić coś inaczej...

Włączyć księdza do wspólnej spontanicznej modlitwy, niczego nie odgrywać, modlić się o to, co tak na prawdę leży nam na sercu. Można to zrobić nie odsłaniając się zanadto, i nie trzeba w takiej sytuacji odgrywać żadnej "psychoterapii".

Zapytać księdza, ile właściwie ma czasu na tę wizytę. Bo jeśli 5 minut na "odklepanie" modlitwy i popryskanie nas wodą, to powiedzenie "wizyta duszpasterska" w tej sytuacji jest zupełnie nierozsądne. O jakich działaniach duszpasterskich mówimy, gdy ksiądz po wyjściu za drzwi zapomni, jak miał na imię gospodarz?? Na sensowną rozmowę o sprawach parafii, potrzebach duchowych , wsparciu najuboższych potrzeba minimum 20 minut. Tak bardzo promuje się teraz- i słusznie- zarzadzanie czasu, który jest cenną walutą. Jeśli zamienimy teatrzyk w wykonaniu Idealnej Rodziny z paciorkami i zeszycikami, ten czas będzie jednym z najlepiej spędzonych- będzie inwestycją w relację.. Nie tylko z kapłanem.

Nie rozumiem zwyczaju chodzenia z ministrantami. Rozumiem, że ma być szybciej... Tylko że szybciej nie zawsze oznacza lepiej. Niezależnie jak fajny ksiądz przyjdzie, z ministrantami nie wpuszczę. Bo jest to wizyta duszpasterska i potrzebuję porozmawiać z człowiekiem dojrzałym w wierze, a nie z obcymi dziećmi ludzi których nie znam, które przychodzą do mojego domu i nie czuję się z tym dobrze, bo ich nie znam i nie wiem co oraz ile mogę powiedzieć, by czuć się z tym dobrze. Kocham rozmowy z dziećmi ale nie w takich warunkach. A zostawienie dzieciaków pod drzwiami na czas 30-minutowej trozmowy z księdzem jest tak samo niegrzeczne, jak i nieodpowiedzialne.

Koperta...
Wszak radosnego dawcę miłuje Bóg 
:) Tak wiec dawajmy grube i pękate koperty.
A w nich: 
Listy z podziękowaniami dla księży... Karteczki z całego roku- o co się modliłeś w poszczególnych miesiącach? Pytania, na które nie mamy odpowiedzi... Swoje sugestie dla parafii- co można zmienić, co ulepszyć, co cię razi? Recenzje najlepszych "duchowych" książek, które przeczytaliśmy w ciągu tego roku...
Pieniądze? jeśli chcesz i możesz, daj ile możesz. A nawet napisz na co dajesz. Może w parafii jest uboga osoba, która teraz potrzebuje na leki? Zapytaj księdza, czy może te pieniądze takiej osobie przekazać.

Spodziewam się komentarzy typu "oj weź, to jest temat bez sensu, chcesz to przyjmuj a jak nie to nie, po co ta zbędna filozofia"? 
A ja zapytam: to po co to czytasza? Bo jeśli już czytasz, to temat w jakimś stopniu jest dla Ciebie ważny.. Ostatecznie warto przemyśleć na co przeznaczyć te kilkanaście czy kilkadziesiąt minut z życia- odgrywać rolę w teatrze dla 'religijnych czarów' czy wejść z kimś w relację i głęboką modlitwę.. A może lepiej zwyczajnie pójść spać.

Drodzy księża- chciałabym usłyszeć co Wy myślicie odwiedzając swoich parafian. Widząc takie same idealne rodziny, słysząc te same teksty, formułki, paciorki... A przecież widzicie to co widzicie, bo macie oczy i uszy. Samotność wśród swoich, zaniedbywanie bliźnich, depresję... Jak Wy na to patrzycie?
Błogosławionego czasu.

Zdjęcie pochodzi z https://poranny.pl/zyczenia-na-boze-narodzenie-piekne-swiateczne-zyczenia-na-sms-facebook-gotowe-do-wyslania-zyczenia-bozonarodzeniowe-proste-i/ga/13758052/zd/32876224#swieta2

02 maja 2019   Dodaj komentarz
relacje międzyludzkie   ludzie relacje Bóg  
Doprawdyblog | Blogi