Jezus, darmowe jedzenie i tłum w metrze
Bóg nasz jest Bogiem, który wyzwala,
i Pan Bóg daje ujść przed śmiercią." Ps 68; 21
Jestem przekonana, że Bóg zaopatruje- nie tyko w wielkich sprawach, ale i w małych, codziennych.. I że wdzięczność w małe rzeczy przygotowuje nas do przyjęcia większych.
Ponad rok temu byłam w trudnej sytuacji. Nie miałam stałej pracy, w dodatku wzięliśmy na siebie wraz z mężem bardzo dużo- odpowiedzialność za zdrowie i życie innej osoby. Nie był to najszczęśliwszy czas, ale towarzyszył mi wtedy Psalm 25, oraz 34; 20: "Wiele nieszczęść spada na sprawiedliwego lecz ze wszystkich Pan go wybawia".
Pewnego dnia po zajęciach na uczelni poszłam na obiad do ulubionego mlecznego baru. Miałam ze sobą tylko jakiś banknot. Niestety sprzedawca nie miał z czego wydać reszty. Chciałam już wyjść z baru, ale zawrócił mnie i powiedział... że nie muszę płacić. Wierzy mi na słowo i oddam kolejnym razem. Odpowiedziałam, że nie wiem kiedy będę następnym razem. I mogę zwyczajnie zapomnieć o tym, że jestem mu winna pieniądze. Albo mogę nie mieć czasu przyjść w kolejnym tygodniu. Sprzedawca zapewnił mnie żebym się tym nie przejmowała i wzięła ten obiad, a oddam "przy najbliższej okazji". Po obiedzie chciałam zjeść coś słodkiego. W pobliskiej cukierni były tanie i pyszne kulki truflowe w czekoladzie. Chciałam zapłacić, ale sprzedawca powiedział że daje mi za darmo te kulki i nie będzie rozmieniał pieniędzy dla kilku cukierków.
Przyjechałam do domu i opowiedziałam mężowi o tych zdarzeniach. Zanim skończyłam wypowiadać ostatnie zdanie- a właściwie pytanie "O co chodzi z tymi prezentami i dlaczego tak"?, mąż otrzymał odpowiedź:
"Bo robicie dobrą robotę".
A co takiego robiliśmy? Tak w skrócie: Podjęliśmy ryzyko. A później stopień ryzyka niebezpiecznie wzrósł. Wzięliśmy na siebie odpowiedzialność za pełnoletnią osobę, która tak na prawdę dopiero wtedy zaczęła się rodzić. Utrzymywaliśmy się z jednej pensji (czasem "przypadkiem" wpadł jakiś dodatek finansowy)..Gdy straciłam pracę, właściciel mieszkania, w którym mieszkaliśmy bardzo tanio oznajmił, że za miesiąc je sprzedaje. Sami nie mieliśmy pieniędzy na swój dach nad głową, a trzeba myśleć jeszcze o kimś.. Były sytuacje, że ktoś trzasnął drzwiami, wyszedł z mieszkania i powiedział, że nie wróci, że praca nad własnym nowym życiem nie ma sensu (lepiej wrócić do tego co złe, ale stare i znane)..I wtedy zostawała tylko Biblia w ręku i bezgraniczne zaufanie, że gdzie ja już nic nie mogę, tam Bóg jest pełen mocy.
Dzisiaj, gdy wraz z mężem patrzymy na osobę, która idzie do przodu jak burza, wiemy że było warto ufać, wierzyć i nie poddać się.
Historia z obecnego tygodnia:
Siedziałam w zatłoczonym metrze, czytając książkę. Na jednej ze stacji wsiadł starszy mężczyzna. Zauważyłam, że ciężko było mu stać trzymając się poręczy, więc zaproponowałam, że ustąpię mu miejsce. Pan podziękował, odpowiedział, że za chwilę wysiada i nie ma sensu zajmować miejsca na tak krótki czas. Zajęłam się więc książką. Mężczyzna zanim wysiadł, podszedł jeszcze do mnie na chwilę i powiedział: "Uprzejmość i grzeczność, to się chwali. Życzę zdrowia".
To "życzę zdrowia " jakoś szczególnie mnie dotknęło. Nie do końca wierzę we "wszystkiego najlepszego z okazji urodzin", "życzę zdrowia" i w te wszystkie gładkie teksty. Jednak tym razem, o czym starszy pan absolutnie nie mógł wiedzieć, jechałam na zabieg chirurgiczny. I w takiej sytuacji to życzenie zdrowa zabrzmiało jakoś inaczej. Kiedyś już miałam taki zabieg, sam w sobie był bezbolesny, ale kolejne dwa tygodnie po nim to był koszmar. Liczenie godzin pomiędzy ketonalem a paracetamolem, a pierwsza noc i dzień dodatkowo tabletki nasenne żeby nie zwariować.
Dzisiaj jestem 2 dni po operacji.. Właściwie nie muszę już brać tabletek przeciwbólowych.
Wiem, ze to są małe rzeczy, i można je zawsze wytłumaczyć "dobrym humorem ludzi dookoła". Ktoś powie 'Ej, o czym ty gadasz, dostajesz jakieś kulki, pierogi, ale dalej nie masz mieszkania, no i nie miałaś wtedy pracy..A to co masz dzisiaj też nie do końca cię satysfakcjonuje.'
Chciałabym, aby ludzie zawsze reagowali takim "dobrym humorem" na mnie i na innych, ale to mało realne. i raczej rzadko się zdarza. W naszej kulturze trudno jest dostać cokolwiek za darmo od obcego człowieka. A jeśli już ktoś daje, to najbiedniejszym.
Musze jednak powiedzieć, że odkąd podjęłam decyzję o tym żeby żyć z Jezusem, bardzo dużo dostałam od ludzi za darmo. Także od niewierzących. I nie było w tym żadnych podtekstów.
Tak, nie mam mieszkania oraz pracę, która nie w pełni mnie satysfakcjonuje. Znam też ludzi, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z Bogiem a mają wszystkiego w nadmiarze.
Jednak nie chodzę głodna i nigdy nie brakuje mi, gdy chcę się czymś z kimś podzielić. Moja obecna praca, choć jest średnio rozwojowa, umożliwia mi robienie wielu rzeczy: Mogę studiować, pisać bloga, uczyć się języków. Bardzo mnie wkurza ewangelia sukcesu w różnej postaci. Najczęściej takiej, że jeśli nie masz pieniędzy, zdrowia, czegokolwiek ważnego- to oznacza że jest z tobą coś nie tak, źle się modlisz, masz za mało wiary..
Chcę powiedzieć Ci, że od kilku lat choruję. Wielu ludzi którzy wiedzieli o moich dolegliwościach, łącznie z lekarzami, pukało się w czoło. Bo przecież ta choroba nie istnieje, wymyśliłam ją sobie, tam nie ma co boleć. Byłam odsyłana na terapie, do psychiatrów, z etykietą 'tej, co ma nieuporządkowane emocje'- w momencie, gdy dostawałam napadów lęku, bo traciłam kontrolę nad własnym ciałem.
Na obiecaną pomoc i diagnozę czekałam siedem lat. Czy to dużo? Dla mnie bardzo. Jednak doczekałam się.
Kilka dni temu zaczęło spełniać się marzenie mojego męża- czekał około 9 lat.
Nie wiem, skąd w niektórych ludziach niewzruszona pewność, że jeśli modlę się a nie dostaję już, to coś nie tak jest ze mną/ wiarą/ to nie jest od Boga. Nie wiem, dlaczego na pewne rzeczy tak długo się czeka. Może nigdy nie poznam odpowiedzi. Nie jestem też fanką twierdzeń typu "wszystko jest po coś".
Zamiast pytać "dlaczego"? wolę zapytać:
"Co mam zrobić ze swoją historią, jak jej użyć, aby pomóc tym, którzy są dziś w potrzebie, i tym których spotkam w przyszłości?
W jaki sposób to co się dzieje teraz, mogę przerobić na most na rwącej rzece, po którym w przyszłości przejdą inni?
I wreszcie- co mogę zrobić już dziś, kiedy czuję że nic nie mogę zrobić? A to ostatnie jest już bardzo trudne
Dodaj komentarz